Po dwukilometrowym spacerze przez las dochodzimy do skrzyżowania dróg, przy który stoi krzyż.

Po drugiej stronie drogi „nieczynny” słup wysokiego napięcia.

Z lewej strony za drzewami widać całkiem przyzwoity dach. Dla pewności idziemy w kierunku domu. Dom okazuje się strzałem w dziesiątkę. Murowany, jeszcze chyba nie był dokończony gdy go opuszczano (jeden pokój nie jest otynkowany i nie ma podłogi).

Dom jest pełen artefaktów i to nie tylko standardowych (ciuchy, meble, butelki) ale również gazety z lat 70tych ubiegłego wieku i legitymacja ubezpieczeniowa mieszkańca podbita w 1972 roku.

Piwniczka tym razem otwarta.

Wracamy do rozstaju i idziemy w drugą stronę. Mijamy standardowo piwniczki/fundamenty.

Następnie dwa zamieszkane domy i w oddali znów gospodarstwo wyglądające na zamieszkane.

Jednak nie jest zamieszkane. Tutaj jeszcze bardziej wygląda na nieskończoną inwestycję. Dom murowany dobudowany do drewnianego wiatrołapu. Zabudowania gospodarcze chyba niewykończone. Gospodarstwo wygląda tak jakby hodowano tam koniki. Po drugiej stronie drogi widać miejsce jak po wybiegu dla koników.

Wchodzimy do domu… czuję słodki zapach. Niestety na dzień dobry wita nas zdechły kot.

Wychodzimy i idziemy do starego, drewnianego wiatrołapu. Wiatr zamyka drzwi przed nami. Wrażenia jak z horroru. Ale odważnie przemy do przodu. Dom prawie pusty, tak samo pomieszczenia gospodarcze. W stajni jeszcze czuć, że były tam zwierzęta.

 

I to całe Cisowe, które udało nam się zobaczyć