Niedziela. Pierwotnie mieliśmy w niedzielę jechać oglądać Fuji (na Fuji niestety wchodzi się tylko dwa miesiące w roku, od połowy lipca do połowy września, więc w czerwcu można tylko sobie obejrzeć z bliska) ale prognozy pogody na Fuji nie były zachęcające i zdecydowaliśmy się na Jokohamę.
Ponieważ, według opisów, Jokohama nie wymaga całego dnia (nic bardziej błędnego ale o tym później), początek wycieczki zaplanowaliśmy w Kamakurze. Uwaga -> Hyperdia pokazuje, że do Kamakury trzeba jechać z przesiadką. Nic bardziej mylnego, z Shimbashi do Kamakury jeżdżą bezpośrednie pociągi JR. Z podziemnego peronu Shimbashi jeździ linia Yokosuka (tylko trzeba wsiąść do pociągu, który nie kończy biegu w Ofunie, jeśli się wybierze ten, trzeba się przesiadać).
OK, więc jedziemy do Kamakury. Skąd Kamakura w planie? Bo to też jest miejsce filmowe a jednocześnie okazało się, że jest tam drugi co do wielkości w Japonii posąg Buddy (ten największy widzieliśmy w Narze).
Z dworca do świątyni idziemy oczywiście piechotą. Kamakura wydaje się sympatyczna, trochę starszych domów po drodze.
Ten bank wyglądał jak ze starego filmu.
Wejście na teren świątyni jest płatne. Niewiele jest tam do zobaczenia ale cena wejściówki jest adekwatna do tego niczego (200 jenów – ca 6,8 zł). Można wejść do wnętrza pomnika za dodatkowe 40 jenów (1,3 zł).
Ze świątyni idziemy na plażę. Po drodze znaki pokazujące drogę ewakuacyjną na wypadek tsunami i tablice informujące o postępowaniu w takiej sytuacji.
Plaża, z naszego punktu widzenia, beznadziejna. Wąski pasek brudnego piasku a do tego wszystkiego duża część zajęta budową. Ale ludzie są, opalają się, pływają, próbują pływać na deskach ale fale niewielkie.
Nad plażą krążą chyba kanie czarne (tak mi wyszło z wyszukiwania w Internecie). Strasznie ich dużo i potrafią zlatywać do samej ziemi, żeby za chwilę poderwać się w powietrze.
Z plaży idziemy główną ulicą. Zamierzaliśmy iść do dworca, ale tak nam się spodobał pasaż do parku, w którym stoi Tsurugaoka Hachimangu Shrine. Świątyń już nie zwiedzamy, krótki spacer po parku i wracamy do pociągu.
Jedziemy do Jokohamy.
Na Jokohamę nie mieliśmy specjalnego planu. To znaczy, podstawowym założeniem było Yokohama Landmark Tower i Chinatown a resztę „się zobaczy”.
Dojeżdżamy na dworzec główny i idziemy spacerkiem do Landmark Tower podziwiając coraz wyższe wieżowce po drodze.
Landmark Tower to drugi najwyższy budynek (i czwarta najwyższa konstrukcja) w Japonii. Budynek ma 296,3 metra wysokości. Jednocześnie jest tam najwyżej położony taras widokowy w Japonii.
Wjazd na taras widokowy kosztuje 1000 jenów (33 złote) co przy cenach tego typu atrakcji w Europie nie jest powalające na kolana. Winda wjeżdża na 69 piętro w 40 sekund, w najszybszym momencie osiąga prędkość 750 m/min. Zero przeciążenia.
Przy dobrej widoczności z tarasu widać Fuji, my nie mieliśmy tyle szczęścia.
Tutaj trochę przyciemniłem zdjęcie – tam w oddali powinno być widać Fuji.
Na dole budynku zjeżdżamy jeszcze zakręconymi schodami ruchomymi 🙂
Idziemy na wesołe miasteczko na Minato Mirai.
Następna przecznica to Yokohama Red Brick House (Akarenga) czyli dwa historyczne budynki, które w latach dwudziestych ubiegłego wieku gościły urząd celny a teraz hol koncertowy i centrum handlowe.
Następne miejsce, które odwiedzamy to Yamashita Park, w którym trafiamy na piknik.
W porcie oglądamy przez chwilę wyścigi łodzi.
Z parku idziemy już do Chinatown.
Zjadamy obiad w losowo wybranej knajpce, gdzie jedzą tylko lokalesi. Standardowo bardzo dobre jedzenie. Powoli idziemy w stronę kolejki. Zwracamy uwagę na stare kamienice fajnie wkomponowane w/pomiędzy nowoczesne biurowce.
Mamy nauczkę, ale czasami ciężko doczytać w necie – kolejka po Jokohamie jeździ do kolejnych stacji i nie trzeba wysiadać na głównej. Wsiadamy do kolejki wcześniej i jedziemy do Tokio.
Wieczorny spacer tym razem zaplanowany jest w dzielnicy zwanej elektrycznym miastem czyli Akihabara. Niby byliśmy tu już wcześniej ale w innym celu – zakupowym a teraz oglądamy reklamy, dziewczyny przebrane za uczennice lub nastolatki, reklamujące kluby. Trochę to zakrawa na pedofilię albo wprowadza taki lekki posmaczek pedofili ale widocznie to ludziom tutaj odpowiada/nie przeszkadza.
Jedna uwaga do wpisu “Podróże – Japonia 2018 – dzień trzynasty – Kamakura/Jokohama/Tokio”