Dzień trzeci i ostatni to po pierwsze przedpołudnie poświęcone na zwiedzanie wystawy na Zamku zarówno dzieł jak i pamiątek po Zdzisławie Beksińskim.
O pamiątkach po Beksińskim opowiem w następnym poście.
Po południu natomiast pojechaliśmy w kolejną podróż sentymentalną.
Jedziemy na wschód. Znaną nam trasą przez Góry Słonne. Następnie skręcamy w prawo w miejscowości Kuźmina. Tutaj na chwilę się zatrzymujemy obejrzeć cerkiew/kościół i kaplicę cmentarną.
Następny budynek cerkwio-kościoła to Roztoka. Oprócz, oczywiście, zamkniętego kościółka, na terenie znajdujemy sporo starych nagrobków. Tutaj też udaje mi się złapać pierwszego w życiu kleszcza. Jeszcze wtedy o tym nie wiedziałem, zauważyliśmy go wieczorem.
Ostatni na trasie budynek cerkwi zmienionej w kościół oglądamy w Wojtkowej, tutaj przy kościele leży pochowany proboszcz tej parafii z początku ubiegłego wieku – Petro Galanka.
W Jureczkowej skręcamy w stronę Arłamowa. Tutaj wjeżdżamy w las ale droga jest przyzwoita.
Mijamy Arłamów i po kilku kilometrach dojeżdżamy do bocznej drogi przy której stoi drogowskaz „Leszczyny”.
Leszczyny to miejsce, do którego chciałem dotrzeć. Gdy jakiś czas temu czytałem o Leszczynach to wyobrażałem sobie, że musi to być totalny koniec świata. 4 km od granicy z Ukrainą. Nie ma tam przejścia granicznego, więc co można robić w takiej wsi. Nadal tego nie wiem, mimo że widziałem, że mieszkają tam ludzie. Po drodze do Leszczyn mijamy kilka murowanych domków, w samych Leszczynach też stoi kilka murowanych domów i coś co wygląda jak wypalone bloki po PGR oraz kościółek (kiedyś cerkiew) i kapliczka, jedyne które pamiętają minione czasy.
Dlaczego to dla mnie miejsce specjalne? W 1941 roku gdy Podkarpacie było podzielone pomiędzy Niemcy i Związek Radziecki, moja babcia ze swoją mamą i moim ojcem (mającym wtedy 2 lata) mieszkali w Dobromilu. To niby niedaleko, bo tylko 11 kilometrów ale jednocześnie bardzo daleko bo babcia była nauczycielką w szkole w Leszczynach i musiała na piechotę dostać się do szkoły. W związku z tym chodziła do szkoły w poniedziałek a wracała do domu w końcu tygodnia.
To chyba jedyne zdjęcie, które się zachowało z czasów uczenia – kurs nauczycielski w Dobromilu 20 lipca 1940 r.
Pamiętam jeszcze jak babcia opowiadała, że na początku dzieci w szkole musiały nauczyć ją rosyjskiego. Teraz już wiem dlaczego, według ukraińskich materiałów we wsi mieszkały głównie rodziny ukraińskie. Babcia uczyła w szkole do czasu ataku Niemców na ZSRR czyli do czerwca 1941.
Historia wsi dalej była tragiczna. Podczas akcji Wisła ukraińskie rodziny zostały wysiedlone a zniszczenia wsi dokończyła budowa Ośrodka Wypoczynkowego Urzędu Rady Ministrów w Arłamowie.