Do Piotrkowa pojechaliśmy bo… jadąc na południe cały czas przejeżdżamy obok, ostatnio nawet przez, ze względu na korki a do tego wszystkiego Piotrków pojawia się w powieściach Nienackiego. Oczywiście jest to „Niesamowity Dwór” ale również a może przede wszystkim powieść sensacyjna „Wąż morski”.
No to jedziemy. Niedziela wcześnie rano (ósma). Do Piotrkowa dojeżdżamy ok. 10, parkujemy niedaleko rynku i pierwsze zdziwienie – jest pusto. To podobno jest 2 miasto województwa łódzkiego i 48 w Polsce pod względem wielkości, miasto historyczne (pierwsza wzmianka w 1217 roku), miasto królewskie, siedziba województwa przez wiele lat a na rynku siedzi kilku kloszardów z butelkami piwka w łapkach.
W „Niesamowitym dworze” Nienacki pisze „Miasteczko P. w województwie łódzkim jest ładne i posiada pewne tradycje historyczne. W centrum znajduje się Stare Miasto, pełne wąskich, malowniczych uliczek. Są tam parki i skwery, kilka ciekawych architektonicznie budynków i wiele zabytków, ja na przykład bardzo stary klasztor.”
Tak, rzeczywiście, sporo wąskich uliczek i sporo zabytków, głównie sakralnych. Parki i skwery to nadużycie 🙂 ale coś da się znaleźć.
Zaczęliśmy, tak jak napisałem, od Rynku. Ten też pojawia się w obu powieściach:
ND: „Kawiarnia „Pod Ormianinem” mieści się w zabytkowej kamieniczce na Starym Rynku (Rynek Trybunalski). Składa się z kilku niedużych salek i pokoików na różnych poziomach, ma stylowe sklepienie i gustownie urządzone wnętrze.”
WM: „Na klika godzin przed śmiercią, Józef Marczak zajrzał do kawiarenki „Pod Ormianinem” w Piotrkowie gdzie spotkał się ze swoimi dwoma przyjaciółmi.” – jest jeszcze kilka wątków w tej powieści bowiem życie towarzyskie ówczesnego Piotrkowa według autora toczyło się właśnie w kawiarni „Pod Ormianinem”.
Kawiarnia w połowie ubiegłego wieku mieściła się w kamienicy przy Rynku 9, później została przeniesiona do kamienicy obok (Rynek 10). To są te dwa budynki, numer 9 to kamienica narożna. Teraz już tej kawiarni nie ma.
W rogu, niedaleko wspomnianych kamieniczek stoi replika XVI-wiecznego pręgierza.
Ulicą Konarskiego zmierzamy w kierunku Sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej i później dalej w kierunku ulicy Łaziennej-Mokrej.
Tak autor „Węża morskiego” pisał o zabytkach Piotrkowa: „Oto kościół i klasztor Bernardynów, odbudowany w XVII wieku. W murze klasztoru stara kuta krata żelazna. Oto dawny kościół i Kolegium Pijarów, kościół i dawne Kolegium Jezuitów, kościół i dawny klasztor Dominikanek. Przy ulicy Łaziennej, Mokrej, – stara miejska kamienica patrycjuszowska.”
Dlatego skręcamy we wspomnianą ulicę w poszukiwaniu patrycjuszowskiej kamienicy, to jedna z tych naprzeciwko Klasztoru Jezuitów, dalej już jest tylko gorzej. Niestety Piotrków jest pełen ruder, odpadających tynków, wychodków na podwórkach oraz lokali do wynajęcia. Miasto wygląda trochę na umierające.
Ulicą Łazienną-Mokrą wracamy do Rynku, gdzie mijamy elegancką kamienicę Szefferów, w której znajduje się hotel. Dalej prosto ulicą Rwańską dochodzimy do kościoła Matki Bożej Śnieżnej.
Skręcamy w lewo w szeroką ulicę Wojska Polskiego, mijamy kościół parafii św. Jacka i św. Doroty aby zawrócić ulicą Stroczyńskiego, naszym celem jest najbardziej elegancka, swego czasu, restauracja w Piotrkowie „Europa”.
Z „Węża morskiego” dowiadujemy się, że „Europa” była popularna nie tylko w Piotrkowie:
„Była to ta „Europa” przed którą zawsze stoją służbowe limuzyny ze znakami rejestracyjnymi Łodzi i Warszawy. W niektórych łódzkich środowiskach jest w dobrym tonie jadąc autem z Krakowa czy Katowic wstąpić na wódkę do „Europy” w Piotrkowie, albo po prostu wybrać się tu autem na kolację. Mówi się, że można w „Europie” wypić dyskretnie i z daleka od znajomych. Dlatego właśnie najczęściej spotykają się tutaj same znajome twarze. Z Łodzi i z Warszawy.”
Teraz to jest, niestety, rudera od frontu zasłonięta reklamami. Ponoć została kupiona przez prywatnego inwestora, który miał budynek wyremontować.
Przy drzwiach kamienicy wisi tablica, „Dnia 22.08.1998 r. o godzinie 21.30 artysta Ryszard Piegza dokonał w tym miejscu translacji centrum świata z dworca w Perpignan ogłoszonego tam przez Salvadora Dali do restauracji „Europa”.” Niestety to przeniesienie środka świata chyba nie zadziałało.
Idąc dalej ulicą Słowackiego po lewej stronie mijamy Kościół Bernardynów. Na jednej z kamienic znajdujemy tablicę poświęconą Stefanowi Grotowi-Roweckiemu, który tam się urodził i wychowywał.
Kolejny ciekawy budynek to Sąd Okręgowy, zbudowany w latach 1906-1907 w stylu neoklasycystycznym, miał nawiązywać do architektury Petersburga.
Dochodzimy wreszcie do XIX-wiecznej cerkwi Wszystkich Świętych.
I wracamy do ulicy Wojska Polskiego aby przejść do części miasta gdzie znajdują się cmentarze.
Ulica… Cmentarna jest prostopadła do Wojska Polskiego. Pierwszą bramą wchodzimy na część prawosławną, która przechodzi po chwili w cmentarz katolicki. Kiedyś cmentarz dzieliło ogrodzenie, teraz nagrobki na „granicy” mieszają się.
Wychodzimy drugą bramą i wchodzimy na mocno zaniedbany cmentarz ewangelicki. Tam znajduje się spora kwatera żołnierzy niemieckich z I Wojny Światowej.
Przechodzimy na drugą stronę ulicy Partyzantów, gdzie odwiedzamy cmentarz wojenny, na którym pochowani są polscy żołnierze wszystkich wojen XX wieku oraz tych, którzy zginęli po II wojnie światowej (na jednym z nagrobków jest inskrypcja, że zginął w walkach z UPA ale na pozostałych tylko daty).
Z tego cmentarza przez małą furtkę przechodzimy na duży cmentarz katolicki. Tam znajdujemy lapidarium oraz pomnik poświęcony powstańcom 1863 roku.
Po wyjściu boczną bramą na ulicę Spacerową idziemy… spacerem kilka minut i dochodzimy do cmentarza żydowskiego. Ten niestety jest zamknięty i nie ma informacji o tym w jaki sposób można go zwiedzić. Zdjęcia robiłem przez bramę.
Z opisów w necie wynika, że oprócz cmentarza było to również, podobnie jak w Lesku, miejsce kaźni lokalnych Żydów w czasie II Wojny Światowej. Oprócz macew i pomników widać, że odszukano również macewy, które były wykorzystywane do innych celów.
Teraz wracamy na Rynek, gdzie siadamy w pustej restauracji, żeby zjeść obiad. Obiad wygląda fajnie, nie wiem tylko dlaczego niedługo po otwarciu restauracji obiad jest letni, na szczęście jest smaczny 🙂
Zostało jeszcze kilka miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Zaczynamy od kościoła św. Jakuba Apostoła.
Ponieważ w kościele zaczyna się msza więc szybko wychodzimy i wąskimi uliczkami idziemy w stronę Zamku.
Po drodze mijamy ulicę Starowarszawską pełną rozpadających się kamienic z zamurowanymi oknami i bramami a te zamieszkane z wychodkami na podwórku. Na rogu Starowarszawskiej i Pereca stoi do połowy wyburzona kamienica. W środku na ścianie kalendarz z 2002 roku… Na zdjęciach w googlach budynki i wyburzona kamienica wyglądają tak jak dziś a zdjęcia były robione w 2012 roku. Mi wystarczy.
Przechodzimy do Zamku, przy którym właśnie odbywa się giełda staroci, tak jak większość takich giełd opanowana przez profesjonalnych handlarzy. Zamek nie wygląda jak zamek a raczej jak potężna wieża. Odpuszczamy sobie sprawdzanie czy da się tam coś zobaczyć. Chyba już jesteśmy trochę zniechęceni.
Wracamy do samochodu wybierając trasę obok budynku Wielkiej Synagogi, w której obecnie znajduje się biblioteka. Może dlatego, w przeciwieństwie do synagogi przemyskiej, ta nie jest ruderą tylko jest pięknie odnowiona.
Dalej znów Wojska Polskiego, mijając rudery i odnowioną bramę w miejscu, w którym stał budynek poczty konnej.
Docieramy do samochodu i wracamy do „Węża morskiego”.
Wpierw zatrzymujemy się przy budynku Piotrkowskiej Manufaktury przy ulicy Sulejowskiej, która była prawdopodobnie wymieniana w książce jako „fabryka bawełniana”, z której Henryk dzwonił do Komendy Powiatowej zawiadomić o śmierci Marczaka.
Potem już pozostało tylko „jezioro na Bugaju”, które oficjalnie nosi nazwę „Jezioro Bugaj”.
Na koniec ciekawostka dla miłośników starych (ale nie bardzo starych) samochodów. Przy trasie S8 na wysokości Lechowa jest stacja benzynowa Moya, na której można zobaczyć sporą kolekcję samochodów z okresu PRLu. Stoją tam zarówno samochody polskie – Warszawa, Polonez, Fiat, Maluch jak i z zaprzyjaźnionych krajów socjalistycznych Wołga, Łada, Wartburg, Trabant czy Skoda. Samochody stoją w „akwariach” ale niestety dodatkowo są ogrodzone siatką i widok jest tylko z przodu i bardzo ograniczony. W ogóle jest to dziwna stacja, pierwszy raz w życiu widziałem na stacji benzynowej przy trasie szybkiego ruchu płatne miejsca parkingowe… Niezależnie, jeśli ktoś lubi, to warto tam zjechać choćby na kawę i obejrzeć auta z minionego okresu.