Jasło to taki haczyk dla wielu bieszczadzkich nowicjuszy. Nam też przytrafiła się rozmowa pt. „A Jasło! Pojechaliśmy tam wczoraj„. My na Jasło nie pojechaliśmy tylko weszliśmy. Jasło (1153 m n.p.m.) to góra w Bieszczadach, na którą bezpośredni szlak prowadzi z Cisnej.
Na szlak wchodzimy za stacją kolejki wąskotorowej, przez mostek z torami.
Dalej prosta trasa zniszczonym szlakiem przez wzgórze nad Solinką i prostą ścieżką w stronę podnóża góry.
To czego się baliśmy to błoto, na szlaku, które musiało być bo cały poprzedni tydzień lało i błoto rzeczywiście było.
Przed dojściem do części szlaku prowadzącego ostro pod górę, po lewej mija się obelisk upamiętniających wypadek lotniczy z 1991 roku (o którym wspominałem w ubiegłorocznej relacji).
Wyszliśmy w niedzielę wcześnie rano, więc pierwszych turystów spotkaliśmy po ok. 1,5 godzinie marszu pod górę.
Wreszcie wychodzimy na grań i zaczynamy podziwiać widoki.
Pogoda „żyleta” więc i widoki ładne.
Mijamy Małe Jasło (1103) i po ok. 3 godzinach wędrówki docieramy na szczyt.
Tutaj odpoczywamy chwilę i, niestety tę samą trasą, schodzimy do Cisnej. Jest opcja zejścia do Przysłupu ale brak sensownie zorganizowanej i dostępnej informacyjnie komunikacji w tych okolicach zniechęca nas do ryzykowania. Czekanie, nie wiedząc jak długo, na busik lub łapanie stopa w okresie pandemii, to nie to czego szukaliśmy.
Podczas zejścia mijamy się już z większą ilością ludzi a i wyprzedzają nas młodzi w pełnym uzbrojeniu, co sugeruje, że próbują mierzyć się z GSB, który wiedzie właśnie tędy.
Trasa bez żadnych trudności, wraz z odpoczynkiem nie powinna zająć komukolwiek więcej niż 6 godzin w dwie strony.