Sine Wiry, to rezerwat, w którym spaceruje się z biegiem rzeki Wetliny. Sine Wiry są przereklamowane a ponieważ trudność trasy jest żadna tłumy ludzi w tym miejscu jeszcze bardziej zniechęcają do wycieczek właśnie tam. Moje najgorsze wrażenia estetyczne z Bieszczadów są właśnie z Sinych Wirów – to otłuszczony facet rozebrany do slipek siedzący z puszką piwa na głazach w rzece. Bleee.
Niby widoki rzeki urokliwe ale w porównaniu z tatrzańskimi potokami dupy nie urywają. Być może przy wyższej wodzie rzeka wygląda bardziej atrakcyjnie ale my trafiliśmy na niski poziom wody. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Atrakcją ma być tzw. Łoś z Zawoju czyli lipa rosnąca na brzegu rzeki układająca się tak, że wygląda jak łeb łosia. Ale tutaj też problemem jest tłum ludzi, którzy włażą wszędzie, na drzewo, pod drzewo albo medytują w miejscu takim aby zasłaniać „atrakcję”.
Dlaczego jednak warto przejść ścieżkę Sinych Wirów? Z mojego punktu widzenia dlatego, że można dojść do Zawoju czyli pierwszej, na szlaku, ze zlikwidowanych w tej okolicy wsi. Ale o Zawoju następnym razem.