Podróże – Czarnogóra 2022 – dzień pierwszy – podróż

Czarnogóra samolotem to rzut beretem, szybciej da się dolecieć do Podgoricy niż dojechać do Zakopanego. Sam lot to niecałe dwie godziny.

Lądujemy na jedynym lotnisku stolicy europejskiego kraju. Lotnisko rozmiarowo i organizacyjnie przypomina to w Modlinie. Ponieważ siedzimy w drugim rzędzie, to szybko udaje nam się wydostać z samolotu i dostać się do kontroli granicznej. Szybkość miała dla nas spore znaczenie bo… na lotnisko nie ma komunikacji publicznej. Jeśli przylatujecie do Podgoricy prywatnie a nie z biura podróży to można wypożyczyć samochód, albo wziąć taksówkę albo dojść na stację kolejową. Specjalnie piszę stację a nie dworzec bo miejsce, gdzie zatrzymuje się pociąg bardziej przypomina nieczynny przystanek autobusu w podkarpackiej wiosce niż stację „Lotnisko” w stolicy.

Lądowanie było przewidziane na 16:10, pociąg do Baru, według rozkładu, miał odjeżdżać o 16:40 ale w necie ostrzegano, że pociąg przyjeżdża o której chce, zabiera pasażerów i odjeżdża.  Nie wiemy jak dojść do stacji, nie wiemy ile czasu nam to zajmie, więc zasuwamy. na lotnisku nie ma żadnych wskazówek, na szczęście taksówkarze są mili i wskazali kierunek. [Dlaczego nie google mapy? Bo nie było czasu na kupienie karty SIM.]. Droga okazuje się prosta, można iść tylko w jedną stronę. 5 minut przez parking i max 10 minut szosą prowadzącą z lotniska. Szosą, bo chodnika oczywiście tam nie ma. Po dojściu do wiaduktu nad linią kolejową należy wejść na gruntową drogę, przejść przez torowisko (sic!) i trafiamy na stację.

Torowisko wygląda tak (pociągi jeżdżą tym jednym torem w obie strony).

Stacja wygląda tak. [brak wskazania kierunków, brak zegara, brak rozkładu jazdy].

Na stacji spotykamy – samotnego psa, który wyraźnie pożywiał się tam regularnie, bo przy każdym schyleniu się do walizki, pojawiał się natychmiast, trójkę dorosłych – Ruskich, którzy przylecieli z Belgradu (mają tagi na walizkach z Belgradu a chwilę po naszym lądowaniu odlatywał samolot Air Serbia) i młoda Czarnogórka. Czekamy.

Przyjeżdża pociąg. Wygląda jakby chwilę wcześniej skompletowano skład w skupie złomu a wcześniej został wydany na pastwę pseudoartystów posługujących się farbami w spreju (później okazuje się, że wszystkie pociągi są pokryte takimi bazgrołami). Pociąg nie jest oznakowany, nie ma numeru, nie ma tabliczek wskazujących na to skąd i dokąd jedzie. Koniec języka za przewodnika, więc podbijam do wyglądającego z wagonu konduktora z pytaniem czy jedzie do Baru. Okazuje się, że nie. Młoda Czarnogórka wsiada do pociągu my czekamy dalej.

Pojawia się na stacji kolejna osoba, starsza Czarnogórka.

O 17:10 przyjeżdża pociąg z drugiej strony, jestem prawie pewny, że nasz. Potwierdza to konduktor, którego właśnie Czarnogórka spytała „Do Bara?”. Wsiadamy.

Zasady podróżowania pociągiem są prostsze niż się wydaje czytając internety. W necie jest informacja o cenie biletu pierwszej i drugiej klasy. Wygląda na to, że o pierwszej klasie w Czarnogórze tylko uczą na lekcjach o baśniach z tysiąca i jednej nocy. Cenowo to 2 euro za dwójkę i niecałe 3 za jedynkę. Wszystko wygląda jak trzecia klasa w Tajlandii 10 lat temu. Pociąg jest bez przedziałowy z drzwiami na środku, wszystkie „przedziały sa zajęte” ale jakiś facet mówi, że zaraz wysiada i zwalnia dla nas miejsce. Zakaz palenia jest symboliczny. To znaczy, dwaj panowie, którzy chcieli zajarać, wyszli sobie na korytarz i zapalili. Cały dym leciał do części pasażerskiej więc ludzie otworzyli okna. Bilety kupuje się u konduktora, za gotówkę.

Wcześniej wyczytałem w necie, że fajnie jest jechać pociągiem bo można oglądać widoki. Tak, widoki mogą być piękne, problem w tym, że okna są wyklejone folią, prawdopodobnie zabezpieczającą przed słońcem i te widoki są takie przyszarzone. Obserwujemy głównie stacje jak z filmów z lat 50-60. Dojeżdżamy do Jeziora Szkoderskiego i wtedy warto siedzieć po lewej stronie pociągu bo widoki rzeczywiście przednie. Gdy dojeżdżamy do wybrzeża, trzeba siedzieć z drugiej strony, pociąg jedzie wzdłuż brzegu morza i tutaj też fajnie się ogląda to co widać za oknem.

Po dwóch godzinach jazdy (tak, dwie godziny za 2 euro), wysiadamy na ostatniej stacji – w Barze. Teraz warto kupić lokalną kartę SIM, kiosk na dworcu nawet ma reklamę kart ale ich nie sprzedaje. To samo w kolejnym kiosku po drodze do hostelu, w którym zarezerwowaliśmy pierwszą noc [tak mniej więcej wiadomo gdzie iść bo ściągnąłem mapy offline w googlach]. Trzeci kiosk okazał się strzałem w dziesiątkę, nie tylko karta jest ale pani „z okienka” ma nawet rozgięty spinacz, żeby wysunąć tackę na karty. Dlaczego warto kupić kartę? Ano dlatego, że 100 kB w roamingu w Czarnogórze kosztuje 3 zeta z kawałkiem (nasz sympatyczny operator skasował nas na trzy stówy, bo telefon się odpalił po wyłączeniu trybu samolotowego, przed wyłączeniem roamingu, zdążył w tym czasie wysłać 1,5 MB i ściągnąć ca. 6,5 MB), a karta na 15 dni z 500 GB transferu kosztuje 10 euro.

Dalej już prosto, no prawie prosto, bo google prowadzi nas chodnikami (20 minut) a wystarczyło przejść przez torowisko (10 minut). Ale o tym, że tu wszyscy chodzą przez tory, dowiedzieliśmy się od właścicielki hostelu.

Hostel to dużo powiedziane. Willa stojąca w środku niczego, w której zrobiono pokoje dla gości. My ogarnęliśmy dwójkę, pozostałe pokoje to standardowe pokoje hostelowe – wiele łóżek w jednym pokoju, wspólna kuchnia w pełni wyposażona, oraz wspólna łazienka.

Właścicielka przed zaprowadzeniem nas do pokoju daje nam plan z zaznaczonymi wszystkimi ważnymi miejscami – knajpy, miejsca do zobaczenia, opowiada o wszystkim, pokazuje zdjęcia. Całkiem fajne przyjęcie.

Wieczorem idziemy nad morze i coś zjeść. O tym będzie dalej.

 

 

Jedna uwaga do wpisu “Podróże – Czarnogóra 2022 – dzień pierwszy – podróż

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *