Wjazd do Stanów
Przed wyjazdem trzeba wypełnić wniosek ESTA. Generalnie informacji jest mniej niż we wniosku wizowym, ale za to strona wygląda jakby pisał piętnastolatek w końcu XX wieku. Wniosek jest rozpatrywany i zwracają informację mailem. My wypełniając wniosek w sobotę, dostaliśmy okejkę w poniedziałek.
Na lotnisku największym problemem była kolejka. Staliśmy około dwóch godzin, żeby u urzędnika imigracyjnego postać 3 minuty. Odciski palców, przejrzenie paszportów i znudzony urzędnik oddaje dokumenty i macha ręką, żebyśmy sobie poszli. Cła i sprawdzania bagażu, jak to było kiedyś, wcale nie było.
Transport
Lecieliśmy LOTem z Warszawy. Cena była niezła. Tak, wiem, poza sezonem, tak, wiem, sezon huraganów. Ale mimo wszystko cena zbliżona do tego, co trzeba teraz zapłacić za przelot np. do Barcelony. No dobrze, różnica jest taka, że my lecieliśmy z podręcznym, Barcelona z rejestrowanym, ale mimo wszystko…
Transport w Miami jest prawie przyjazny. To znaczy jest fajny, często darmowy, ale niezbyt punktualny. Być może dlatego, że Amerykanie jeżdżą samochodami, więc do transportu publicznego nie przykłada się większej wagi no i autobusy stoją w korkach.
W Miami i Miami Beach działają darmowe linie tzw. trolley.
Tutaj można znaleźć informację i mapę trolleys w Miami.

A tutaj w Miami Beach.


W Miami można dojechać tymi „autobusami” do większości miejsc turystycznych. W Miami Beach są linie jeżdżące w pętli w każdej z trzech części oraz linia Collins (od nazwy ulicy prowadzącej przez całe Miami Beach), którą można przejechać właśnie całość miasta. To jest praktycznie wystarczające, żeby się poruszać, oprócz tego, że wcześniej kończą jeździć.
Dodatkowo w Miami jest sieć kolejek naziemnych tzw. metromover, również darmowych. Mają one służyć jako transport przesiadkowy pomiędzy różnymi liniami metra.
Tutaj są informacje na temat metromover.

Oprócz tych darmowych połączeń jest również sieć normalnej, płatnej komunikacji miejskiej działająca i w Miami i Miami Beach (tylko autobusy). 3 godzinny bilet przesiadkowy kosztuje 2,25 dolara.
Tutaj są informacje na temat transportu publicznego.

Bilety można kupić w automatach, u kierowcy w autobusie oraz w aplikacjach biletowych. Aplikacje polecane przez strony oficjalne, niestety, jak większość tego typu aplikacji, nie chcą działać z zagranicznymi numerami telefonów lub zagranicznymi kartami kredytowymi. W związku z tym wybraliśmy najlepsze i najprostsze rozwiązanie, mianowicie zakup biletów przez Portfel Google. To niezbyt powszechne rozwiązanie w Europie ale w Stanach i Kanadzie spora część dużych miast korzysta z tej usługi. W Miami można kupić wiele biletów, które aktywuje się w portfelu. (czyli można bilet kupić wcześniej i aktywować gdy autobus dojeżdża). Teoretycznie bilet trzeba pokazywać kierowcy, w praktyce raz nam się zdarzyło, że kierowca chciał zobaczyć oba, w pozostałych przypadkach machają ręką, żeby przechodzić. W metrze trzeba odbić się na czytniku na bramkach, nie wszystkie bramki mają czytnik do QR kodów, więc warto się przyjrzeć gdzie są oznakowania.
Rozkład jazdy komunikacji działa w Mapach Google, ale lepszym rozwiązaniem jest apka na telefon – Transit.
Ale, trzeba uważać. Jeśli trolley jest pełny, to kierowca nie wpuści kolejnych pasażerów. I mimo tego, że nie wszystkie przystanki są „na żądanie”, warto zawsze machać, bo potrafią się nie zatrzymać.

Z ciekawostek, Amerykanie zarządzający i korzystający ze zbiorkomu, chyba nie do końca znają język angielski.
Tutaj komunikat z błędem.

A tu w trzech językach – angielskim, hiszpańskim i kreolskim.

Pomiędzy lokalizacjami poruszaliśmy się samochodem z wypożyczalni. Wybraliśmy, jak zwykle, najmniejszy – miała to być Toyota Corolla, dostaliśmy Camry. Gdy się spytałem o mniejszy usłyszałem, że „ten jest mały”.
Parkowanie – w miastach w większości płatne, przynajmniej w centrum, Zazwyczaj skanowanie QR kodów i płatność na stronie lub w apce. Nie korzystaliśmy. Po Miami jeździliśmy transportem publicznym, w pozostałych miejscach na piechotę.
Paliwo – już nie jest tak jak kiedyś, tańsze niż woda. Wyszło nam ok. 4,4 złotych za litr.
Są płatne autostrady oraz na dużej części zwykłych autostrad – lewy pas może być płatny. Co do zasady powiązanie apki z kodem, który jest umieszczany za przednią szybą. System skanuje kod i jest obciążana karta. W wypożyczalni można wydzierżawić rozwiązanie (Sun Pass) ale płaci się za dzierżawę niezależnie od tego czy się jedzie płatnymi czy nie. Ponieważ nam się nie spieszyło, Mapy Google ustawiliśmy na „omijaj płatne” i nie korzystaliśmy.
Noclegi
Rezerwowaliśmy na bookingu dzień przed lub w dniu wyjazdu. Teoretycznie wszystko by było jak zawsze, ale nie tym razem. Z jakiegoś powodu booking przestał autoryzować moją kartę. Być może coś się działo w sieci ale na końcu jeden hotel udało się zarezerwować a w przypadku drugiego… mamy cały czas otwartą sprawę w bookingu, bo anulowali transakcję, obciążyli kartę i gdy przyjechaliśmy do hotelu, musieliśmy zapłacić raz jeszcze. Do teraz booking nie oddał kasy. Menadżer hotelu twierdzi, że kasę oddali, co tydzień pisze do mnie, czy kasa wróciła, a booking zaniknął. Chyba trzeba będzie zmienić dostawcę usług.
Płatności
Kartą. Tylko w jednym miejscu taniej było gotówką – w domu Hemingway’a.
Język
Niby Ameryka to angielski i spokojnie daliśmy radę, aczkolwiek zdarzają się opinie, że bez hiszpańskiego sie nie da. My nie mieliśmy takiego problemu. To znaczy tak, nisko wykwalifikowani pracownicy w knajpach i hotelach nie mówią po angielsku.
Zwiedzanie
Poza sezonem wszystko od ręki. Przyjeżdżamy/przychodzimy, kupujemy wejściówkę i już. Aczkolwiek potrafię sobie wyobrazić kolejki zarówno do KSC jak i do Daytona, więc zawsze lepiej wcześniej w necie sprawdzić czy nie brakuje biletów.
