Jedziemy na wycieczkę. Po Jeziorze Szkoderskim i tak nie moglibyśmy pływać sami (znaczy moglibyśmy wynajmując jacht ale to nie nasza bajka, więc pływanie pozostawiamy specjalistom), dlatego kupujemy wycieczkę. W lokalnych biurach podróży w Budvie można kupić wycieczkę po jeziorze od ca. 35 euro. My zdecydowaliśmy się na nieco droższą opcję rezerwując imprezę już w Polsce w lokalnej agencji turystycznej prowadzonej przez parę pasjonatów z Polski. Natalia i Jędrzej, którzy prowadzą agencję hvala.pl w Polsce pracowali jako rezydenci w dużych biurach podróży więc mają doświadczenie i wiedzą czego oczekują wymagający klienci. Dodatkową zaletą jest oczywiście przewodnik po polsku. Impreza u nich kosztuje 55 euro od osoby ale to zupełnie inna wycieczka.
Startujemy rano z Budvy. Zatrzymujemy się na chwilę w Becici żeby zabrać jeszcze dwie osoby i jedziemy bez przystanków Virpazar, gdzie czekają na nas jeszcze 4 osoby, które dojeżdżają własnymi samochodami.
Po drodze mijamy Świętego Stefana, którego też chcieliśmy odwiedzić ale dzięki Natalii dowiedzieliśmy się, że tylko byśmy stracili czas, bo jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych jest zamknięta dla ludzi. Ponoć właściciel ma jakiś zatarg z władzami (skojarzyło mi się ze ścieżką na Gubałówkę).
Jedziemy fragmentem najbardziej nowoczesnej drogi w Czarnogórze – z płatnym tunelem (Tunel Sozina) przez góry. Tunel jest fragmentem planowanej autostrady Bar-Belgrad. W tym roku otwarto 41 kilometrów tej autostrady po stronie czarnogórskiej.
Tutaj anegdotka opowiedziana przez Natalię.
Gdy autostrada została oddana do użytku rząd zrezygnował z opłaty aby Czarnogórcy mogli „przejechać się autostradą”. Niestety stan wielu samochodów w Czarnogórze pozostawia wiele do życzenia i… pięć samochodów ponoć spłonęło a wiele zostało porzuconych na poboczach bo zwyczajnie nie wytrzymały górskich podjazdów.
W Virapraz mamy chwilę czasu więc wpijamy jeszcze kawę i wsiadamy na łódki.
Te najtańsze wycieczki to pływanie stateczkiem turystycznym, z którego głównie można obejrzeć widoki i ptaki wodne. My mamy łódki podobne do tych, którymi pływaliśmy po Tonle Sap w Kambodży. Na każdej łódce jest 8 turystów, przewodnik (my płyniemy z Jędrzejem, druga łódka jest ogarniana przez Natalię) i kapitan.
Zaczynamy od kanałów, które doprowadzą nas do jeziora. Tutaj obserwujemy ptaki. Są czaple białe, czaple siwe (później będą jeszcze czaple żółte a właściwie chyba czaple mondronose, które mają żółte ubarwienie), kormorany i zimorodki. Tym ostatnim, niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia, bo były zbyt „elektryczne”. Jedną z największych atrakcji Jeziora Szkoderskiego są pelikany, ale nam nie udało się ich zobaczyć.
Pierwszą atrakcją na jeziorze jest wysepka Grmožur z ruinami więzienia (wcześnie to była twierdza z czasów osmańskich wybudowana w 1843 roku). Jako więzienie działała jeszcze w czasach Jugosławii i osadzano tam więźniów politycznych. Obecnie i wyspa i ruiny są zajęte przez kormorany, oglądamy budowlę wyłącznie z wody.
Następnie, obserwując na horyzoncie brzegi Albanii, płyniemy na wyspę Vranjina.
To część wycieczki, podczas której się chodzi a nie pływa. Na wzgórzu tej wyspy stoi klasztor pw. św. Mikołaja. Klasztorem zajmują się dwaj „święci braciszkowie”, zrozumiałem, że ksiądz i zakonnik. Do przystani, skąd mogą odpłynąć na stały ląd dostają się zdezelowanym Golfem. A jak widać na zdjęciach z samochodem zaprzyjaźniły sie również kozy, które pasą się tam swobodnie. Oprócz stadka kóz są jeszcze dwa osły i pies, który pilnuje całego towarzystwa.
Trochę widoków ze wzgórza.
Kolejny etap to kanały pomiędzy wyspami i stałym lądem. Z ciekawostek, tutaj ludzie dzierżawią sobie działki, żeby mieć swoje miejsce nad jeziorem, stawiają ławeczki, czasami domki letniskowe i przyjeżdżają lub przypływają na odpoczynek. Drugą opcją widać, że coraz bardziej popularną to (znów Tonle Sap i Kambodża) pływające domki.
Wreszcie wypływamy z kanałów na jezioro pokryte, w tym miejscu, zielonymi roślinami. To kotweka orzech wodny, czy jak mówią nasi przewodnicy kasztany wodne (Trapa natans L.). Orzechy są jadalne więc próbujemy. Trzeba je obrać z łupinki nożem. Smakiem i konsystencją przypominają zielone orzechy włoskie, takie wiecie, prosto z drzewa, jeszcze nie wysuszone.
Tutaj też trafiamy na wspomniane czaple żółte.
Jeszcze pozowane zdjęcia na tle gór i wracamy do przystani.
Ale nie byłbym sobą, gdybym nie sfotografował wolno pasących się krów i koników. To zaleta wyspy, raczej nie uciekną 🙂
Ale to nie koniec wycieczki. Busikiem jedziemy w górę do jednej z wiosek, gdzie w 200 letnim domu prowadzony jest malutki pensjonat. Z wyszynkiem. Wszystko co dostaliśmy do jedzenia jest własnej produkcji. Począwszy od różnych rodzajów pieczywa a skończywszy na rakii z papryczką. U gospodarzy można też kupić ich produkty, dodam, że w atrakcyjnej cenie. Niektóre z tych produktów są dostępne w sklepie na lotnisku w Podgoricy za min. dwa razy więcej. [te same produkty!] A ponieważ w Czarnogórze nie wiedzą o terrorystach, którzy potrafią wysadzić samolot używając butelki czarnogórskiego wina, to nawet osoby z bagażem podręcznym mogą zakupić specyjały w szkle i zabrać ze sobą do kraju.
Oglądamy również pokoje [gdyby ktoś chciał pojechać na koniec świata i sobie pokontemplować to tu jest prawie jak w zapomnianej wiosce w Bieszczadach, tylko trochę jakby jakościowo lepiej] i uprawy właściciela, z których później wytwarzane są te świetne potrawy.
To już koniec wycieczki, całość z przejazdem to ok. 8 godzin, więc wycieczkę należy traktować jako całodniową.
Jedna uwaga do wpisu “Podróże – Czarnogóra 2022 – dzień trzeci – Jezioro Szkoderskie”