Na długi weekend styczniowy wybraliśmy się do Zako pociągiem. Dawno nie jeździliśmy pociągiem, bo wygodniej było samochodem ale od momentu potężnej podwyżki cen paliwa wróciliśmy do starych przyzwyczajeń.
Pociąg dojeżdża do Zako tymczasowo ale nie do dworca, który jest rozkopany, tylko do „tymczasowego dworca PKP” Zakopane-Spyrkówka. To ca. 15 minut piechotą od „Rejonu Dworców”. BTW, dworzec autobusowy przeniesiono na parking autobusowy przy 3 maja.
Dzień pierwszy to wycieczka, miała być zimowa, ale nie wyszło, szlakiem, który przeszliśmy w ubiegłym roku, czyli Dolina Lejowa i górą przejście do Doliny Kościeliskiej. W lutym 2022 chodziliśmy po kolana w śniegu, tym razem, mieliśmy nadzieję na śnieg, okazało się, że jest późna jesień, z błotem pośniegowym i krótkimi odcinkami drogi pokrytej lodem. Niestety, bajkowa w śniegu Lejowa, pokazała swoją brzydką twarz. To dolina należąca do górali i gdy nie ma śniegu widać jak bardzo jest zniszczona przez tych, którzy „pozyskują” drewno z tatrzańskich lasów. Droga jest rozjeżdżona ciężkim sprzętem a pobocza pełne pozostałości po wycince i pociętych drzewach.
Rok temu „zgubiliśmy się”, bo szlak w pewnym miejscu się kończył i wybraliśmy pierwszą z trzech dróg, po spojrzeniu na mapę, okazało się, że powinniśmy wybrać tę trzecią. Teraz poszliśmy zgodnie ze szlakiem. To kilkaset metrów dłuższa trasa, ale znacząco mniej męcząca.
Później już zejście do Kościeliskiej (wpierw po błocie, później po oblodzonych schodach) i… w Lejowej nie spotkaliśmy ani jednej osoby, w Kościeliskiej już były pielgrzymki.
Razem, niecałe 8,5 km.
Po obiedzie wybraliśmy się jeszcze na wycieczkę „szlakiem willi podhalańskich” czyli obejrzeć jedną z ważnych dla Zakopanego willi, która jeszcze istnieje. W wiki jest napisane, że zwiedzanie jest możliwe tylko z zewnątrz, niestety, dla zwiedzających, na szczęście dla willi (żeby przypadkiem nie strawił jej popularny w wielu takich miejscach, pożar) teren jest ogrodzony nowym ogrodzeniem i willę można obejrzeć wyłącznie z daleka. Piszę o Willi pod Jedlami na Kozińcu. Willa została wybudowana w 1897 roku dla rodziny Pawlikowskich, którzy nadal są jej właścicielami. Dom wybudowany w stylu Witkiewicza (niektóre źródła podają, że projektantem był Witkiewicz, ale to chyba nadużycie). Dla znawców literatury nazwisko właścicieli nie jest obce, w willi mieszkała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska a odwiedzała ją, jej siostra Magdalena Samozwaniec. Muszę przyznać, że willa stoi na pięknym kawałku terenu (trzeba mieć nadzieję, że nie wpadnie on nigdy w łapy deweloperów) i wygląda imponująco.
Po drodze mijamy jeszcze miejsce, w którym kiedyś był wyciąg na Kozińcu.
Zastanawiając się nad wycieczką na drugi dzień, szukaliśmy takiej trasy, na której byśmy nie utonęli w błocie. Okazało się, że niepotrzebnie bo gdy się obudziliśmy rano było -2 stopnie i taka temperatura utrzymywała się.
Decyzja z poprzedniego dnia podtrzymana, idziemy obejrzeć przepiękne widoki Czerwonych Wierchów. Trasa łatwa, kiedyś biegaliśmy tam przed pociągiem ale lata mijają a i zimą chodzi się trudniej.
Śnieg i oblodzenia zaczynają się w połowie szlaku, niektórzy ludzie idą dalej bez „wspomagaczy”, my zakładamy raczki, bo po co się męczyć i ryzykować jakieś skręcenie lub złamanie.
Wreszcie wychodzimy na Polanę Kondratową. Jest śnieg i słońce. Jest pięknie.
My dochodzimy do schroniska. Są tacy, którzy wybierają się na Giewont i tacy, którzy wchodzą na przełęcz pod Kopą Kondracką.
Zaczyna wiać więc schodzimy do Kuźnic 🙂
W niedzielę po południu już było mało ludzi a wieczorem jeszcze mniej. Ci, którzy mieli dalej do domu wyjechali rano, Krakusy i Ślązacy po południu. Wtedy można było wreszcie przejść się Krupówkami.
Projektantem willi Pod jedlami na Kozińcu był Witkiewicz ale senior – ojciec Witkacego
a jakieś źródło potwierdzające, że to on a nie tylko projekt w jego stylu?