Ponieważ nadszedł front i od soboty leje nie wybraliśmy się w góry tylko do miejsca, które od dawna było w naszym planie „do zobaczenia” – Bielańska Jaskinia po słowackiej stronie.
Jedziemy samochodem z Zakopanego. Trochę mgły, trochę deszczu. Parking jest w miasteczku Tatranska Kotlina (4,5 euro, czyli standardowa cena na Słowacji). Do góry spacerkiem jeszcze ok. 20-25 minut i docieramy do kolejki. Okazuje się, że nie tylko my mieliśmy taki pomysł. Na szczęście Słowacy mają lepszy pomysł na rozładowanie tłoku chętnych niż Zamek w Tykocinie i standardowy harmonogram (wycieczki co godzinę) zmieniają odpowiednio do ilości chętnych – tym razem po 60 osób co 15 minut. Wychodzi nam z tego ok. godziny czekania. Bilety po 8 euro za dorosłą osobę plus 10 euro za robienie zdjęć, nie przyjmują kart. Cały czas nie kumam tej idei opłat za robienie zdjęć. Rozumiem, że gdy ktoś robi zdjęcia profesjonalnie i chce je sprzedawać powinien za to zapłacić ale ludzie, którzy chcą pokazać znajomym lub wrzucić na fejsbuka… robią tylko reklamę za darmo. W związku z tym niewiele osób płaci.
Przewodniczka po polsku i angielsku tylko mówi informacje na temat zakazu robienia zdjęć, wszystkie pozostałe informacje są wyłącznie po słowacku. Jaskinia standardzik czyli niektóre wytwory przyrody mają dopisane nazwy żeby uatrakcyjnić obiekt. Kilka fajnych widokowo miejsc, krótki „show” – muzyka z głośników w tzw. „Sali Koncertowej” wraz z lekką grą świateł. Cała wycieczka to ok. godziny. Jeśli ktoś lubi jaskinie to jest to miejsce warte zobaczenia aczkolwiek mocno steruje w stronę komercji.