Podróże – USA – Floryda – co jedliśmy

Zacznę od tego, że jedzenie jest drogie i to nie tylko w knajpach ale i w sklepach. To już nie są te Stany sprzed 15 lat gdzie wszystko było tanie. Teraz za śniadanie w przyulicznej kawiarni (ale nie takiej w pierwszej czy drugiej linii brzegowej) – dwie kawy, sałatka z kurczakiem i muffin czekoladowy, zapłaciliśmy 45 dolarów, dwie kawy i burger w Starbuniu, 21 dolarów. Ceny z napiwkami, bo to kolejna rzecz, która się zmieniła w Stanach. Teraz faktycznie napiwek jest składową zakupu jedzenia i usług. Na terminalu płatniczym przed potwierdzeniem transakcji trzeba wybrać wysokość napiwku. Są oczywiście dwa przyciski „No tip” i „Custom tip”, ale pozostałe 3 to sugerowane napiwki. Zaczęliśmy od całkiem akceptowalnych, tj. 3, 5 i 8 procent. Ale to nie jest standard, żeby nie powiedzieć, że raczej rzadkość. Zazwyczaj są to napiwki 12, 15 i 18 procent, ale trafiliśmy również na miejsce gdzie było 20, 30 i 50. Co więcej, my przyjmujemy, że napiwek daje się za specjalną lub wybitnie sympatyczną obsługę, w Stanach napiwków oczekują również w Starbucks-like, czyli za nabicie zamówienia na kasie i postawienie kawy na blacie do samodzielnego odebrania. Czyli należy przyjąć, że do ceny z menu należy dodać dwie składowe – podatki (pewnie lokalesi wiedzą ile) i napiwek, o oczekiwanej wysokości którego dowiaduje się klient dopiero gdy płaci.

Amerykańskie żarcie kojarzy się głównie z fast foodem, hambuksami i hot dogami. To też jest, nawet takie rozklapciane w sieciówkach jak na cały świecie. Natomiast w lepszych barach są to produkty całkiem znośne. Aczkolwiek bardzo proste. U nas hot dog to parówka lub kiełba z całym zestawem sosów i sałatką wpakowaną w bułę. W Slopy Joe’s dostałem tylko keczup i starte ogórki kiszone zapakowane w saszetkę taką samą jak keczup! To ta zielona za bułą.

Oczywiście, tak jak na całym świecie, można zjeść pizzę. Całkiem niezłą.

Co warto spróbować to jedzenie podawane w restauracjach kubańskich. Dają tam nie tylko jedzenie pochodzące z Kuby ale również inne „hiszpańskie”, w szczególności te przywiezione z Meksyku.

Kanapka kubańska, moim zdaniem, to nic szczególnego. To znaczy, jeśli ktoś chce zjeść kanapkę na wypasie, to właśnie jest to. Bez specjalnych smaków.

Bardzo popularne są tacos. W kubańskim barze na Key Largo dodatkowo wzięliśmy z żółtym ryżem i czarną fasolą.

Do picia, jeśli ktoś jest „kawowy” polecam kubańską kawę, tzw. coladę. Jest to espresso z brązowym cukrem wcześniej rozpuszczonym w niewielkiej ilości kawy. Niby nic odkrywczego, ale smakuje zupełnie inaczej.

Można też kawę z lodem, bo akurat tam trudno dostać lodowy napój kawowy, w większości przypadków nie rozumieją o co chodzi.

No i jak strefa hiszpańska to oczywiście Sangria. Ale podają „na czysto”, bez owoców w drinku, tak jak to bywa w Hiszpanii.

Z deserów wspomniane wcześniej Key Lime Pie.

Jedzenie w hotelach to zupełnie inna bajka. Taki typowy amerykański syf. Tosty, pankejki, które samemu się robi w automacie, kornflejki, dżemy, czasami jakieś bezsmakowe burgery lub kiełbaski, białe serki.

Jedna uwaga do wpisu “Podróże – USA – Floryda – co jedliśmy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *