To był ten dzień kiedy chodziliśmy oddzielnie. Z moim lękiem wysokości Kozi Wierch nie wchodził w rachubę a nie chciało mi się zrywać przed szóstą rano aby pół dnia przesiedzieć w schronisku na Pięciu Stawach. W związku z tym ja spacerowałem nad Reglami a Ania wybrała się na najwyższy szczyt całkowicie w Polsce – Kozi Wierch (2 291 m n. p. m.).
Początek trasy jest znany wszystkim (prawie) Polakom bo wiedzie asfaltem z Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza.
Dalej w prawo do góry przez las do Siklawy. Kawałek skałkami nad Siklawę do Doliny Pięciu Stawów.
Do tego miejsca szlak jest prosty nawet dla mnie i tutaj by się kończyła moja wycieczka (tzn. idąc obok Wielkiego Stawu Polskiego doszedłbym do schroniska). Przespacerowałbym również w drugą stronę kawałek do szlaku prowadzącego już na szczyt.
Wyżej już nie byłem ale za to obejrzałem zdjęcia. 🙂
Powrotna droga była bardziej emocjonująca bo standardowo przyszła burza, którą Ania przeczekała w schronisku a później ulewa, która złapała ją już na polanie pod Wołoszynem. Do domu wróciła przemoknięta do suchej nitki.
Szkoda tylko, że przez ten cały czas na stronie Tatrzańskiego Parku Narodowego wisiała prognoza, według której tego dnia w Pięciu Stawach miało być słońce za chmurami i przejaśnienia.
Całość trasy to ok 20 km w dwie strony.