Podróże – Japonia 2018 – dzień piąty – Kioto

W kolejnym dniu przenosimy się z Tokio do Kioto. Shinkansen, którym jedziemy jest nieco inny od tego z poprzedniego dnia i jedzie znacząco szybciej (w powrotnej drodze przy użyciu GPSa w telefonie sprawdziłem – w najszybszych momentach jechaliśmy 280 km/h). Pociąg z Tokio do Kioto jedzie 2,5 godziny przez Jokohamę i Nagoję. Gdy dojeżdżamy do Fuji na horyzoncie widać było górę, niestety zanim się ogarnąłem (siedzieliśmy z drugiej strony wagonu) góra zniknęła z pola widzenia.

Hotel w Kioto mamy w odległości 12 minut piechotą od dworca i 15 minut od dzielnicy ze sklepami i knajpami, jednocześnie w bardzo cichej okolicy pełnej małych domków. Hotel jest jedynym w tym miejscu, wygląda jak inwestycja w przyszłość. Ponieważ przyjechaliśmy przed południem i nasz pokój nie był gotowy zostawiliśmy bagaże w recepcji (gdy wróciliśmy bagaże czekały na nas w pokoju!) i poszliśmy zobaczyć co da się zwiedzić w okolicach dworu cesarskiego.

Po drodze.

Gorąco niemiłosiernie ale przy okazji spaceru ogarniamy również Kioto organizacyjnie (co gdzie jest). Wreszcie dochodzimy do parku, który okala dwór cesarski. Do samego kompleksu budowli jeszcze ca 10 minut spaceru.

Dwór ogrodzony jest potężnym murem (to co jest w polskiej Wikipedii na zdjęciu jako „Widok frontu pałacu” to w rzeczywistości jest brama dla cesarza. Tzn. tą bramą wjeżdża na teren dworu cesarz, brama dla jego żony jest na bocznej ścianie muru. My wchodzimy bramą przeznaczoną dla turystów kawałek dalej. Zwiedzanie jest darmowe a przypadkiem akurat trafiliśmy na czas wycieczki z anglojęzycznym przewodnikiem (przewodniczką). Takie szczęście można mieć dwa razy dziennie, my czekaliśmy 5 minut na naszą wycieczkę. Widać było, że pani przewodnik była bardzo przejęta, na początku mocno zestresowana tym, że musi opowiadać w języku angielskim ale później trochę się wyluzowała i nawet pozwoliła sobie na żarty. Co nie zmienia faktu, że widać było, że była bardzo dumna zarówno z historii Japonii jak i z zabytków, które nam pokazywała.

 Wychodząc z parku mijamy jeszcze apartamenty, gdzie nocują goście cesarza. Pani sprzedająca bilety próbuje nas zachęcić do zwiedzania możliwością zobaczenia apartamentu królowej angielskiej ale my mamy inny cel: świątynia Heian.

Jeszcze mur pałacu i domy w drodze do świątyni.

Heian shrine, to całkiem nowa świątynia bo mająca niewiele ponad 120 lat ale za to bardzo popularna wśród młodych par, które chcą tam brać ślub. Przy świątyni spotkaliśmy sporo młodzieży w kimonach. Generalnie w Kioto, w porównaniu z innymi miastami, całkiem sporo ludzi chodzi w kimonach.

W drodze powrotnej obserwujemy rikszarzy (ale takich japońskich jak w dawnych czasach pchających wózki) a później próbę chóru w parku.

I spacerkiem wybrzeżem zapełniającym się ludźmi, wracamy do hotelu.

W hotelu większy wypas niż w Tokio – można zamówić sobie prywatną łaźnię japońską (onsen), ładowarki do wszystkiego w pokoju, smartfon z dostępem do Internetu, rozmowami lokalnymi i międzynarodowymi (USA, Chiny, coś jeszcze) i piżama (taka kimonowa).

Wieczorem jeszcze wychodzimy coś przekąsić, rozejrzeć się po okolicy. Tutaj było nasze pierwsze spotkanie z okonomiyaki ale szczegóły tej potrawy opiszę później.

To na co zwróciliśmy uwagę to parkingi, wielopiętrowe, gdzie samochody jeżdżą na formie lawet jak na kole diabelskim i gdy pojawi się nasz, wyjeżdża z parkingu.

Dobranoc

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *