Podróże – Hiszpania 2018 – Santa Pola i Tabarca

Standardowa wycieczka do Hiszpanii. Lecimy oczywiście Ryanem z Modlina. Do Alicante. Tam bierzemy auto z wypożyczalni. Mieszkamy w tzw. bungalowie w Campoamor. Przez bungalow rozumie się tam mieszkanie z bezpośrednim wyjściem na zewnątrz. Pokój dzienny i sypialnia, kuchnia „amerykańska” (cocina americana) czyli połączona z pokojem dziennym, oddzielona barkiem. Tak jak w Hiszpanii wszędzie jest mnóstwo kotów.

Wracając do wycieczki. Dzień po przylocie jedziemy do Santa Pola. Samochód zostawiamy na ulicy ale są miejsca również na parkingu przy plaży. W sumie to listopad więc nie powinno to dziwić. Idziemy do portu, już z daleka kobita z budki, w której kupuje się bilety na „speed boat” krzyczy czy płyniemy na Tabarcę, bo właśnie odpływają. Kupujemy bilety po 10 euro od osoby w dwie strony i idziemy do łódki. W łódce siedzi kilka osób, wyglądających też na turystów.

Wypływamy już prawie z portu ale po telefonie z lądu jeszcze wracamy zabrać kolejną osobę. Facet wyglądał na miejscowego, który płynie coś załatwiać na wyspie. Płyniemy ok. 30 minut, bo pod wiatr i pod fale. Jak dla mnie, mającego chorobę morską, rzucało trochę za mocno ale dałem radę bez prochów.

Wyspa jest niewielka ale sądziliśmy, że będziemy potrzebować ponad 4 godziny na obejrzenie wszystkiego. Nic bardziej mylnego, to jest wyspa typowo sezonowa. Ponoć jest zamieszkana ale patrząc na ilość zamkniętych domów, sklepów, knajp i hoteli, jest ona zamieszkana w sezonie urlopowym.

My zaczynamy od części „starej” – wschodniej. Spacer wydmami zajmuje nam ok. godziny. W tej części wyspy można zobaczyć ruiny fortu, latarnię morską (chyba czynną), cmentarz (niestety tylko z zewnątrz, ponieważ brama jest zamknięta) oraz wyburzony budynek mieszkalny. Rzut kamieniem od wybrzeża wyspy znajduje się mała wysepka, na której są gniazda wszechobecnych tutaj ptaków. W pewnym momencie odczuliśmy, że prawdziwymi mieszkańcami tej części wyspy są właśnie ptaki. Niesamowita ich ilość krąży nad głowami a w momencie zbliżania się człowieka zaczynają krzyczeć. Odnosi się wrażenie, że niewiele brakuje aby rzuciły się na intruzów.

Druga, zachodnia część wyspy to tzw. Nueva Tabarca. Tutaj właśnie znajdują się wspomniane przeze mnie mieszkania (w uroczych kamieniczkach), knajpy i hotele. Kilka knajp otwartych, w rynku jedna pełna turystów. Przy samym brzegu stoi kościół św. Piotra i Pawła (obecnie odnawiany). Kościół jest „wklejony” w mury otaczające zachodni brzeg wyspy, stanowiące całkiem fajne miejsce na spacer.

Nie decydujemy się na obiad w restauracji przy rynku, wracamy do portu gdzie czeka na nas łódka, którą przypłynęliśmy.

Powrót z wiatrem i falą trwa znacząco krócej, w piętnaście minut jesteśmy w Santa Pola. Przechodzimy przez port, obok ratusza i w maleńkiej knajpce zjadamy obiad. Na do widzenia dostajemy po kieliszku likieru czekoladowego. Bardzo to sympatyczne.

Po drodze do samochodu wchodzimy jeszcze na dziedziniec zamku w Santa Pola. Niestety muzeum, które mieści się w zamku było zamknięte (sjesta) więc… następny etap wycieczki – słone jezioro w Torrevieja.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *