Kraków, trochę zwiedzania

Drugi dzień w Krakowie mieliśmy bardzo dokładnie zaplanowany. Wejściówki do podziemi Rynku mieliśmy zarezerwowane od miesiąca.

Wychodzimy rano z hotelu, szybkie śniadanie i idziemy do Sukiennic odebrać bilety.

Po drodze wypatruję na jednej z kamienic reklamę Miraculum. Reklama jest chyba jeszcze PRLowska ale firma nadal istnieje i produkuje szminki.

W Sukiennicach odbieramy bilety a miła pani w kasie informuje nas, że w niedzielę galeria na piętrze Sukiennic jest dostępna za darmo i możemy obejrzeć tam między innymi Hołd pruski Matejki. Ponieważ mamy jeszcze pół godziny do wejścia do podziemi, wchodzimy na piętro i podziwiamy dzieła Bacciarellego, Michałowskiego, Siemiradzkiego i Chełmońskiego.

Podbudowani duchowo schodzimy pod ziemię. W rogu Sukiennic są schodki, po których idziemy do podziemnej części Rynku. Faktycznie nie są to podziemia tylko odkryte w 2005 elementy Rynku, które w późniejszych czasach zostały przykryte nowymi nawierzchniami. Dodatkowo można obejrzeć mnóstwo eksponatów znalezionych podczas prac wykopaliskowych. Wystawa jest multimedialna, oprócz eksponatów jest sporo filmów z informacjami oraz prezentacje uzupełniające wystawę (np. płomienie w części pokazującej pożar Krakowa). Mi najbardziej podobał się strażnik wyganiający babę z jajami, który nagle zaczyna krzyczeć do obserwujących go turystów. Muszę przyznać, że „dialog” – strażnik vs. turysta jest mega dobrze zrobiony, właściwie trafiłem na wszystkie odzywki, które twórcy strażnika przygotowali. 🙂

Szczególnym eksponatem jest waga, na której każdy zwiedzający może się zważyć i wybrać sobie jednostki wagi, my ważyliśmy się w systemie krakowskim (cetnar, kamień, funt, wiardunek, uncja krakowska, skojec, obol) ale można sobie wybrać systemy kilku innych europejskich miast, będących ważnymi punktami handlowymi.

Z ciekawych rzeczy można zobaczyć dwie czaszki znalezione również podczas wykopalisk. Jedna z nich to czaszka prawdopodobnie szwedzkiego żołnierza ściętego za dezercję natomiast druga ma ślady po trepanacji. Ale, po konsultacjach z naszym przyjacielem, który jest fachowcem w tej dziedzinie, dowiedzieliśmy się, że w dawnych czasach trepanacja nie była wykonywana w celach chirurgicznych tylko… aby wyleczyć z szaleństwa.

Do tego wszystkiego dochodzi przemiła obsługa, jakże inna od zdegustowanych wszystkim, chyba głównie pracą, pań z Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie strach się odezwać. Pan „pilnujący” wagę, opowiedział nam ze szczegółami zasady handlu w Krakowie, zaprowadził pod fontannę, którą widać na rynku, abyśmy obejrzeli sobie widok Kościoła Mariackiego z podziemi a później, gdy opuszczaliśmy główną salę opowiedział jeszcze historię Kramów Bolesławowych. Bardzo lubię trafiać na ludzi, dla których praca jest również pasją a nie tylko smutnym obowiązkiem.

Później tylko jeszcze obiad z przyjaciółmi z Krakowa i uciekamy do pociągu. Wracamy do domu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *