Wieliczka – kopalnia soli

Każdy, będąc w szkole, był przecież na wycieczce w kopalni soli w Wieliczce, prawda? My też. Ale to było tak dawno, że z całej wycieczki pamiętałem, że tam byłem. Z klasą. W podstawówce. Więc w dorosłym życiu trzeba było tam zajrzeć raz jeszcze.

W niedzielę miało cały dzień padać więc pomysł na wycieczkę po kopalni nie był głupi.

Z Krakowa do Wieliczki dojeżdżamy kolejką. Połączenie całkiem fajne, gorzej z kupowaniem biletów i znalezieniem rozkładu na stacji Kraków – Zabłocie. Jeśli chodzi o rozkład to może remont wokół i zamknięcie połowy stacji jest dobrym uzasadnieniem ale zakup biletu w automacie jest straszliwie nieintuicyjny a ekran dotykowy zwyczajnie nie sprawdza się. Ustawienie godziny odjazdu, żeby w dniu następnym się nie stresować, graniczy z cudem, to nie działa, można próbować przyciskać plusik na ekranie przez godzinę, a czas się zmieni o 5 minut. Ale jakoś daliśmy radę 🙂

W Wieliczce wita nas ślicznie odremontowany budynek dworcowy.

Nie ma problemu ze znalezieniem drogi do kopalni bo wszyscy z kolejki tam idą. Odbieram wcześniej zakupione w Internecie bilety kucając przy okienku (pewnie wygodne dla osób na wózkach, ale trochę niekomfortowe dla faceta, który w dowodzie miał wpisane „wysoki”).

O 10:45, zgodnie z informacją uzyskaną od pana organizującego wejście, próbujemy ustawić się w kolejce. Nasi rodacy, tak jak na lotnisku, pchają się przy wejściu, mimo że mają wejście na za 20-30 minut. Wreszcie o 10:50 posiadacze biletów na tę godzinę są wołani do wejścia. Każdy przewodnik może zabrać ze sobą bodaj 35 osób i grupy, według kalendarza przy zakupie, wchodzą co 30 minut. Aha, gówno prawda, bilety są sprzedawane w opór a grupy wchodzą co 5 minut. Podczas zejścia zatrzymujemy się wielokrotnie, bo dogoniliśmy grupę, która weszła 5 minut wcześniej. Całość zwiedzania, niestety tak wygląda. To znaczy – tutaj proszę Państwa to, tutaj tamto, teraz poczekajmy aż przejdzie dalej wcześniejsza grupa, idźmy już bo wchodzi następna grupa… Co z tego, że przewodniczka sympatyczna, kompetentna, zaangażowana jeśli nie ma chwili czasu żeby zadać pytania, popatrzeć, pochylić się nad tym co przed chwilą się usłyszało.

Dobra, ponarzekałem, pomarudziłem, ale nadal uważam, że kopalnia w Wieliczce jest warta grzechu 🙂

Teraz warto popatrzeć na zdjęcia.

Wycieczkę zaczynaliśmy schodząc schodkami (najniżej to ca. 130 metrów), kończymy jadąc windą. Winda trochę przypomniała mi nasz pobyt w Paryżu, gdzie w starej kamienicy winda mieściła dwie osoby bez bagażu. Tutaj jest to winda 8 osobowa, ale wpychają 9 osób. Nie potrafiłem sobie skalkulować dlaczego przewodnik zabiera do wejścia do wind 40 osób.

Wyjeżdżamy w tym samym miejscu, w którym schodziliśmy (niektórzy do windy idą krócej, za to wyjeżdżają prawie w centrum Wieliczki).

My, mając jeszcze trochę czasu do pociągu, poszliśmy obejrzeć Rynek i, ponieważ zaczęło lać, uciekliśmy do poczekalni na dworcu.





Mimo wszystkich niedogodności, wycieczka była całkiem fajna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *