Podróże – Japonia 2018 – dni szesnasty i siedemnasty – Tokio/Paryż/Warszawa

Dzień przed wyjazdem był nudny. Cały dzień lał deszcz więc skupiliśmy się na zakupach, pamiątki, gadżety, sprawdzenie dojazdu do lotniska. Tak, sprawdzenie dojazdu do lotniska to jest wyzwanie. Generalnie w każdej informacji powiedzą „JR Narita Express”, tylko że JR kosztuje trzy tysiące jenów od osoby a skoro nie trzeba tyle wydawać to po co wydawać… Myśleliśmy autobus ale nie udało nam się kupić biletów na autobus wcześniej więc odpuściliśmy. Sympatyczna pani w informacji z uśmiechem powiedziała, że bilety kupuje się u kierowcy a jeśli nie będzie miejsc to trzeba poczekać na następny. Chyba nie bardzo nam się podobała taka opcja. Szybkie przeszukanie Internetu i okazuje się, że metro też jeździ na lotnisko. Keisei, firma która ma kilka linii metra w Tokio, puszcza również kolejki do Narita. Najbardziej znana jest Nartia Skyliner ale to wymaga przesiadki i jest równie drogie, więc wybraliśmy Narita Sky Access za 1330 jenów. Faktycznie jest to normalny pociąg, który jedzie trochę dłużej (ca. półtorej godziny) ale to nie robi większej różnicy. Żeby następnego dnia nie szukać, przeszliśmy całą trasę, dopytaliśmy się jakie bilety kupić w którym automacie i wieczorem poszliśmy jeszcze na spacer na Ginzę.

 

Powrót następnego dnia, do czasu przebiegał bez zakłóceń.

Kolejką dojechaliśmy, odprawa bez problemów, salonik koreańskich linii da się przeżyć ale bez rewelacji (tj. jakieś koreańskie zupki w pudełkach, ryż z tuńczykiem, słodkie bułeczki).

W samolocie sporo miejsca bo siedzimy w środkowym rzędzie i jedno miejsce obok jest wolne. Do Paryża dolecieliśmy o czasie. Idziemy do saloniku. Trudno nazwać to co tam spotkaliśmy „business lounge” – w warunkach korzystania jest napisane „Smart casual dress at all times” a my spotkaliśmy taki widok.

 Kiedyś Paryż był stolicą kultury…

Godzinę przed odlotem wychodzimy żeby na czas dotrzeć do bramki. Na samolot do Warszawy czeka wycieczka licealistów. Zwiedzali Paryż. Niestety ani dzieci ani wychowawcy obok kultury nigdy nie siedzieli. Podczas czekania i później przelotu dowiedzieliśmy się mimowolnie, że przewodnik właśnie został dziadkiem, że nastolatek obok ma chorobę lokomocyjną, ile komu zostało pieniędzy, kto co kupił, kto w przyszłym roku pisze maturę i wreszcie przez ostatnie pół godziny lotu usłyszeliśmy streszczenie pięciu najbardziej fascynujących seriali z Netflixa. Lot jak lot, oczywiście samolot Air France był popsuty w związku z czym trzeba było czekać aż go naprawią (coś opowiadali o ekranie LCD, który musieli wymienić), w związku z czym oczywiście zmieniono nam bramkę i byliśmy spóźnieni godzinę.

Uff, na pewien czas mamy chyba dość Air France.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *