Do wycieczki do Pomielina źle się przygotowałem. Plan był taki, że idziemy znaleźć dąb Kapitana Nemo i obozowisko Pana Samochodzika i Pana Anatola (Nowe Przygody Pana Samochodzika) i dlatego nie szukałem zbyt dużo informacji o okolicy. Ot kolejna wieś kilka kilometrów od Wieprza, pewnie podobna do innych. Nic bardziej mylnego, niestety. Niestety dlatego, że można było parę ciekawych miejsc obejrzeć.
Po minięciu opuszczonego gospodarstwa, wychodząc z Wieprza do Pomielina prowadzi prosta droga, chwilę przez las, dalej przez pola.
Dębu Kapitana Nemo nie udało się znaleźć, ścieżka wzdłuż brzegu jest mocno zarośnięta, czasami już nawet niewidoczna, więc nie próbowaliśmy zbyt intensywnie dotrzeć tam gdzie dąb powinien stać. Natomiast całkiem prosto dało się trafić na miejsca gdzie potencjalnie mogli biwakować bohaterowie książki. Nawet „regulamin” obozowiska można tam znaleźć.
Odhaczyliśmy miejsce książkowe więc mogliśmy przespacerować się do wsi, w której Wacek Krawacik szukał pomocy do ściągnięcia jachtu z mielizny. Okazało się, że teraz by nie znalazł już nikogo, bo wieś została zlikwidowana. Zlikwidowana niestety do zera. A był tam dwór i park dworski. Na mapie z 1938 roku widać układ alejek parkowych, można nawet domyślać się gdzie powinna być fontanna :-). Dwór stał po stronie drogi bliżej jeziora, budynki gospodarcze po drugiej stronie (drogi). Dwór ponoć był powoli rozkradany a finalnie został zrównany z ziemią. Pozostały po nim podobno fundamenty, ja ich nie dostrzegłem, znalazłem kilka pozostałości po budynkach, które niegdyś stały we wsi.
Oprócz nielicznych fundamentów we wsi przy drodze stoi tablica informacyjna, z której można się dowiedzieć, że w okolicach znajdują się również kurhany pruskie. Kurhanami interesowała się w drugiej połowie XIX wieku Elisabeth Lemke, córka ziemiana z pobliskich Rąbit (Rombitten). Niestety (a może stety) na tablicy nie ma żadnych mapek więc kurhany pewnie potrafią odróżnić od pagórków tylko fachowcy.
Niezależnie od tego, że nie wszystko co można było zobaczyć znaleźliśmy to wycieczkę (prawie 10 km) należy uznać za udaną 🙂
Ciekawa wyprawa. Dzięki za rozbudzenie wspomnień. Zdjęcia emanują jakimś takim magnetycznym, niepokojącym klimatem. Aż chciałoby się wsiąść w samochód i pomknąć w tamte strony.