Okazało się, że Tarnica nie taka straszna jak ją malują i czuliśmy niedosyt, bo słońce jeszcze wysoko a my już na parkingu. Pani w budce przy wejściu do Parku podpowiedziała, żebyśmy pojechali na parking na Przełęczy Wyżniańskiej i weszli na Caryńską. Według drogowskazów to tylko godzina drogi pod górę a bilet do parku jest ważny cały dzień. Nie trzeba było nas długo namawiać.
Parking na Przełęczy Wyżniańskiej już nie jest tak wypasiony, obsrane tojki bardziej przypominają TPN ale obsługa równie miła jak w Wołosatem.
Trasa dokładnie taka sama jak na Tarnicę – kawałek płasko, później pod górę.
Przecinka, las pod górę i wejście na przecięcie szlaków na Połoninie.
Ponieważ do zmierzchu zostało trochę czasu idziemy na najwyższy punkt Caryńskiej – Kruhly Wierch (1297 mnpm).
Dopiero tutaj, wędrując granią można „poczuć” Bieszczady, widoki na rudziejące trawy i góry z obu stron i ryczące jelenie, które słychać gdy na chwilę powiewy wiatru uspokoją się. I jeszcze ciekawostka – o tej porze szczyt zaczyna być również plenerem fotograficznym dla młodych par, które w pełnym rynsztunku spacerują po grani aby wybrać najlepsze ujęcia. Przychodzą dopiero późnym popołudniem bo fotografia ślubna podczas zachodu słońca robi wrażenie.
Tak, to jest miejsce gdzie warto wrócić.