Chronologicznie powinienem wpierw zacząć opisywać Zamość ale ponieważ Zamość rozłożyliśmy na trzy dni to spróbuję opisać cały Zamość w jednym wpisie.
Do Zwierzyńca wybraliśmy się bez konkretnego planu i bez przygotowania.
Zaparkowaliśmy przy wjeździe do miasteczka na wielkim parkingu w parku Zwierzyńczyk. Fajne miejsce ze ścieżkami na groblach pomiędzy stawami. Z parkingu, parkiem, można dojść do podstawowych atrakcji Zwierzyńca. Ale po kolei.
Wychodząc z parku można z zewnątrz obejrzeć budynki Zarządu Ordynacji Zamojskiej. Kompleks powstał w pierwszej połowie XIX wieku. Do dzisiejszych czasów zachowały się dwie murowany oficyny (wcześniej były również pałac i drewniane oficyny). W jednej z nich znajduje się szkoła.
Przechodząc przez ulicę dochodzimy do pierwszej, skromnej, atrakcji Zwierzyńca, czyli kościoła na wodzie. Niewielki kościółek stoi na wysepce na Stawie Kościelnym. Ze stałym lądem połączony jest mostkiem. Nam się udało być tam na tyle rano, że jeszcze nie było tłumów wycieczek zakładowych, które parę godzin później zaatakowały „must see” w Zwierzyńcu.
Dlatego też, zupełnie przypadkiem (czasami ma się to szczęście) weszliśmy na wycieczkę po browarze Zwierzyniec, czyli podstawowej atrakcji miasta. Browar jest położony kilkadziesiąt metrów od kościółka. Gdy podeszliśmy do wejścia pani przewodnik właśnie zwoływała grupę, która miała zarezerwowane wejście na godzinę 11. Okazało się, że są jeszcze dwa wolne miejsca i tak zwiedziliśmy browar Zamoyskiego. Niezgodnie z powiedzeniem o kupowaniu krowy żeby napić się mleka Stanisław Kostka Zamoyski na początku XIX wieku wybudował sobie browar bo lubił piwo a to jego ulubione było ciężko dostępne ze względu na czas transportu z Anglii.
Historię browaru oczywiście można sobie przeczytać w wikipedii, u mnie można obejrzeć kilka zdjęć. Zwiedzanie kończy się degustacją (sic!) a jeśli komuś posmakuje, to na dziedzińcu browaru znajduje się pijalnia piwa, w której można kupić również piwo w butelkach na wynos.
Teraz miejsca mniej oczywiste, do których wycieczki nie trafiają. Ale wpierw kilka zdjęć z okolic Stawu Kościelnego.
To jakaś kosmiczna kicha. W 1957 postawiono pomnik „Pomordowanym przez hitlerowców w latach 1939 – 1944 jeńcom armii polskiej, radzieckiej i francuskiej oraz ludności cywilnej, Polaków i innych narodowości, ku wiecznej pamięci miejsce kaźni upamiętniło społeczeństwo Zamojszczyzny.” W 2018 roku stwierdzono, że w tym miejscu nie mordowano jeńców polskich i radzieckich a jeńcy francuscy są już upamiętnieni w innym miejscu więc… przebudowano (odnowiono) go, zlikwidowano orła bez korony i miecze grunwaldzkie. Postawiono nową figurę orła na cokole i doklejono brzydką tabliczkę „Mieszkańcom Zwierzyńca i okolic, poległym w obronie Ojczyzny w 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Samorząd„. No i git, nieważne co i jak, ważne, że uzgodniono z IPNem…
Przy wylocie na Szczebrzeszyn znajdował się obóz przesiedleńczy. Obóz powstał w 1940 roku jak obóz przejściowy dla robotników przymusowych a później przekształcono go w obóz przesiedleńczy dla pacyfikowanej ludności Zamojszczyzny. W miejscu obozu w ubiegłym wieku postawiono kościół mający być jednocześnie pomnikiem. W środku kościoła znajdują się między innymi ściana pamięci i makieta obozu.
W drodze do kolejnego miejsca zatrzymujemy się na chwilę przy ulicy Partyzantów 18 i robimy zdjęcia temu co pozostało po czymś co wygląda na dworek. W tym momencie podchodzi do nas starszy pan mówiący „tutaj brałem ślub”. I przez kolejne 15 minut dowiadujemy się, że był tu urząd, w którym nasz rozmówca przez kilka urzędował jako radny Zwierzyńca. Teraz, budynek kupiony przez osoby prywatne czeka na likwidację.
Wreszcie docieramy do kolejnego celu. Tym miejscem jest kirkut. Historia cmentarza jest krótka, według strony Wirtualny Sztetl, został założony w latach trzydziestych XX wieku i jak większość kirkutów przestał funkcjonować na początku II wojny światowej. Również tak jak na większości kirkutów, tutaj też, Niemcy w czasie wojny wykonywali egzekucje. Teraz, tak jak w wielu przypadkach, widać, że ktoś próbował zadbać i na tym się skończyło. Cmentarz był ogrodzony ale to było kiedyś. Kilkanaście macew, większość stojąca. Do cmentarz można się dostać drogą gruntową wzdłuż torów kolejowych lub asfaltową do torów i przejść przez torowisko.
I wracamy do samochodu.
Przechodzimy przez Wieprz, na którym kajakarze walczą z powalonymi drzewami.
Idziemy przez Park Środowiskowy w stronę parkingu. Mijamy po drodze:
Pamiątkę „na siłę” czyli „pomnik” w miejscu, w którym stała łaźnia ordynacka. To miejsce musi być ważne, bo w 1901 roku był tam Józef Piłsudski.
Popiersie Stanisława Staszica, który przez chwilę właśnie w Zwierzyńcu był nauczycielem synów Andrzeja Zamoyskiego.
I wreszcie kamień upamiętniający wytępienie szarańczy, która zaatakowała okolicę w 1711 roku.
Jeśli ktoś by się dziwił dlaczego nie odwiedziliśmy popularnych Stawów Echo to już wyjaśniam, tłum zalegający nad brzegiem stawu i tłok na parkingu skutecznie nas zniechęcił.
Z ciekawości podjechaliśmy za to do pobliskiej wsi Sochy, gdzie odwiedziliśmy niewielki cmentarzyk, na którym pochowani zostali mieszkańcy wsi, spacyfikowanej przez Niemców w 1943 roku za rzekomą współpracę mieszkańców wsi z ruchem oporu.Niemcy zamordowali tam przynajmniej 181 osób i spalili wieś. Była to pierwsza w Polsce pacyfikacja, w której Niemcy wykorzystali lotnictwo (sic!), po pierwszym ataku na wieś, Niemcy wycofali się a wieś została zrównana z ziemią przez bombardowanie.