Kolejny przystanek to chyba njabardziej urokliwe miasteczko na trasie naszej wycieczki – Kotor.
Wyjeżdżamy z Budvy autobusem. Tym razem kierowca (dziwne) nie chce kasy za bagaż, ale za to muszę sobie sam otworzyć i zamknąć bagażnik.
Trasa trochę się dłuży bo zahaczamy o Tivat ale to wszystko są krótkie odcinki, tutaj jedziemy niecałe półtorej godziny. Przy wjeździe do Kotoru korek. Z późniejszych obserwacji wynika, że to z powodu ograniczonej liczby miejsc parkingowych, więc samochody się wloką aby namierzyć coś poza płatnym parkingiem.
Z dworca do naszej kwatery jest 1,5 km idąc przez stare miasto. A trzeba przyznać, że starówka w Kotorze to perełka. Przynajmniej nam bardziej się podobała niż ta w Budvie.
Kwatera (apartament) podobny do tego w Budvie, tzn. duża sypialnia, kuchnia. Z tym, że tutaj wszystko nowe, dobrze wyposażone. Mały problem tylko z WiFi, prawdopodobnie stało u właściciela w domu na przeciwko i telefony łapały tylko do połowy apartamentu 🙂 Ale karta SIM działała jak najbardziej. No i apratament 150 metrów od bramy starego miasta czyli prawie na starówce ale cichuteńko.
Ogarnęliśmy się szybko bo znów zapowiadano burze i ulewy i idziemy na pierwszy punkt programu czyli fortecę św. Jana górującą nad miasteczkiem.
Już wiemy, że wejście ze starówki kosztuje 8 euro od osoby i wiemy, że jest „boczne wejście” (oznaczone nawet na mapie google) przy starej elektrowni wodnej, która chyba właśnie jest orana i pewnie za kilka lat będą tam stały apartamenty dla turystów.
Ścieżka pod górę nie jest wymagająca, wiedzie zakosami do połowy szczytu. Gdyby ktoś chciał i miał czas, może nie „włamywać się” do fortecy tylko pójść wyżej na punkty widokowe, okrążając fortecę.
My mijamy chyba nieczynną gospodę i docieramy do pozostałości kaplicy i kilku domów, poniżej murów fortecy.
Okazuje się, że wejście do fortecy jest dobrze zorganizowane, kilkustopniowa drewniana drabinka przymocowana trwale do ściany fortecy nad pionową skałą prowadzi do okienka, przez które trzeba przejść na czworaka. Ot troszeczkę adrenaliny dla tych bardziej strachliwych. Wygląda na to, że wszyscy wiedzą, że to wejście jest i nikt się zbytnio tym nie przejmuje.
To to okienko już od strony fortu.
Do fortu trzeba podejść jeszcze trochę wyżej. Tłum ludzi, również w sandałkach, z małymi dziećmi, taki standard „Morskiego Oka”. Niestety, wszystkie ruiny bardzo zaniedbane, w zawalonych budynkach śmierdzi uryną (na całej trasie nie ma toalety), ściany są wysprejowane. A na schodach kościoła Matki Bożej od zdrowia stoiska z pamiątkami, słodyczami i piciem. Na szczęście te wszystkie „niedogodności” nie powodują, że wycieczka jest słaba. Wręcz przeciwnie to bardzo fajna trasa, warta przejścia.
i to dlaczego warto tam wejść, czyli widoki
Wychodzimy wyjściem na Stare Miasto.
Jedna uwaga do wpisu “Podróże – Czarnogóra 2022 – dzień piąty i szósty – Kotor wycieczka do fortu św. Jana”