Mazowieckie włóczęgi – Kuligów

Kuligów, dojeżdżając tam, zaczynamy czuć że za chwilę droga się skończy. Jest niedziela rano, cała wieś tłumnie zmierza do kościoła. Nas jednak nie interesuje kościół, kojarzący się raczej z blokowiskiem na Ursynowie, niż urokliwym kościółkiem gdzieś na wsi. My zmierzamy do prywatnego skansenu pana Wojciecha Urmanowskiego. Ponieważ skansen otwiera się o 11 to robimy jeszcze krótki spacer po najbliższej okolicy. Wieś nie jest urokliwa, od taka zwykła wioseczka, daleko od szosy. Później okazuje się, że nie do końca ale o tym po skansenie.

Organizacja skansenu jest hmmm dziwaczna. Nigdzie na nieaktualnej stronie nie znalazłem informacji czy i ile kosztuje wejściówka. Więc informuję – kosztuje 18 złotych a wejściówki kupuje u właściciela siedzącego w otoczeniu rzeźb i innego rękodzieła przy jednej z chałup już w środku. W związku z tym ludzie wchodzą i oglądają i dopiero po chwili się orientują, że trzeba zapłacić.

Oprócz dziwnej kasy na terenie jest jeszcze kawiarnia z dobrą kawą i domowymi ciastami i deserami.

Oraz restauracja, w której akurat wtedy gdy my byliśmy miała być jakaś duża impreza bo o 11 już stoły były przygotowane i zastawione napojami.

Zaczynamy zwiedzanie – przed budynkami stoją tabliczki z informacjami co i skąd ale to co uderza w skansenie to niesamowita liczba arefaktów. Większość z nich jest mocno zniszczonych ale może dobrze, że zostały uratowane a nie wrzucone do pieca lub pocięte na jakimś złomie.

]































Na mnie największe wrażenie zrobiły powozy i sanie. Straszliwie zniszczone, praktycznie nieodnawialne ale mające swój urok.

Zwiedzanie skansenu zajmuje nie dłużej niż godzinę (wliczając w to kawę i ciacho), więc żeby wykorzystać pogodę wędrujemy na rozlewiska Bugu. Tam już pojawili się ludzie. Część plażuje, niektórzy rozpalają grilla.

Na wyspie na rozlewisku ktoś wypasa konie i krowy. Zwierzęta chodzą sobie luzem.












Wracamy w stronę wsi i idziemy ulicą wzdłuż brzegu rzeki. Niestety dostęp jest bardzo ograniczony działkami z prywatnym dostępem do wody. Okazuje się, że sporo ludzi ma tutaj domki letniskowe, łódki, kajaki, motorówki. Taki dziki Serock. Z tym, że w Serocku miasto ogarnęło ścieżkę dla turystów brzegiem.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *