Podróże – Sycylia 2025 – Etna

 

To miała być wyprawa na Etnę. Niestety tydzień przed naszym przylotem coś tam się zawaliło, Etna zaczęła dymić, wprowadzono żółty poziom zagrożenia i ograniczono wejście do maks. 3300 metrów.

Startujemy o 8:15 z przystanku autobusowego przed dworcem Katania Centralna.

Autobus jest bardzo tani (6,5 euro powrotny), dopiero w trasie dowiadujemy się dlaczego. Po pierwsze po niecałych dwóch godzinach autobus zatrzymuje się w jakimś miasteczku, gdzie pasażerowie „atakują” jedyną czynną kawiarnio-piekarnię. Po drugie do autobusu dosiada się organizatorka wycieczek na Etnę – „zostały ostatnie miejsca”, „tutaj jest mapa” i pokazuje planszę… „no photo, no movie” i ludzie dopłacają do tego co można normalnie kupić w kasie.

Już po drodze widać, że wjeżdża się na wulkan.

Dojeżdżamy do parkingu przy Rifugio Sapienza. Jest dziesiąta z kawałkiem, powrót o 16:15.

Parking i okolice to takie większe Krupówki. Pełno tu sklepów z mydłem i powidłem, jedzeniem, alko, tandetnymi pamiątkami, rękodziełem robionym z lawy, sporo barów z kiepskim żarciem i oczywiście spora liczba „organizatorów” turystyki.

Wszyscy zarabiają kosmiczną kasę więc nie w głowie im turysta, który zwyczajnie chce się przejść pod górę.

„Szlak” znajdujemy samodzielnie. Dla tych, którzy by chcieli jednak wybierać się na piechotę – wejście jest po prawej stronie stojąc przed kasami.

Trasa wbrew pozorom jest wymagająca bo idzie się pod górę po pyle wulkanicznym obsuwającym się spod stóp.

Rezygnujemy po kilkuset metrach ze względów zdrowotnych (moje nieszczęsne łąkotki bolą do dziś).

Decydujemy się na opcję kolejka+autobus+przewodnik (80 euro). Ma to swoje zalety bo wjeżdżając samodzielnie można dojść tylko do parkingu na wysokości 2800 m, dalej tylko opcja z przewodnikiem.




To wycieczka dla wszystkich, w naszej grupie szedł starszy człowiek o kulach. Tutaj ścieżka jest wydeptana więc łatwiej się chodzi.

Widoki księżycowe, ciepła (ale nie gorąca) ziemia i… mnóstwo biedronek. Biedronki są wszędzie, na ziemi, na lawie i na ubraniach ludzi. Tysiące owadów.






















Wracamy na dół i łazimy jeszcze po niżej położonych kraterach.







Paradoksalnie najciekawszym miejscem jest opuszczony dom, który widać z trasy dojazdowej. Stoi poniżej ulicy zalany prawie do dachu lawą. Niestety jadąc autobusem można go zobaczyć tylko z okna, łatwiej jest w przypadku samochodu, bo tuż przy tym miejscu jest niewielki parking.

Wracamy w czarnych butach, czarnych nogawkach spodni i czarnych skarpetkach. Widać w mieście jeśli ktoś wraca z wycieczki na Etnę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *