Podróże – USA – Floryda – Miami Beach

Właściwie zaczęliśmy naszą wycieczkę od hotelu w Miami Beach. Wszyscy ostrzegali, że będzie drogo i… było. Ale skoro ktoś chce mieszkać „two blocks” (dwie przecznice po polsku) od plaży to musi za to zapłacić. Tak to działa na całym świecie.

Miami Beach leży na kilku wyspach bezpośrednio nad Atlantykiem. Dla prostego człowieka dzieli się na trzy części Północną, Środkową i Południową. Północna jeszcze nie jest ekskluzywna, boczne uliczki wyglądają bardzo „przedmieściowo” ale widać, że się rozwija. Środkowa to miejsce gdzie już zaczyna się życie, lepsze hotele, knajpy i ceny oczywiście odpowiednio wyższe. Południowa to wszystko czego szukamy w popularnym i drogim kurorcie. Eleganckie fury, drogie restauracje, drogie hotele i apartamenty znanych ludzi.

No i słynna Ocean Drive z domami w stylu art deco, hotelami, knajpami, muzyką live, którą jeżdżą drogie auta z głośną muzyką. Dzięki Ocean Drive dowiedziałem się (nie wiem po co mi ta wiedza ale…), że istnieje taka osoba jak Caroline Derpienski (czyli swojska Karolina Dierpieńska z Białegostoku), która w swoich relacjach pokazuje przejażdżki drogimi samochodami właśnie tutaj.

Ale od początku.

Ulice Mid-Beach

Ibis

Ocean Drive





Versace Mansion (obecnie Casa Casuarina) czyli dom wybudowany w 1930 roku, w którym w latach 1992-1997 mieszkał Gianni Versace. 15 lipca 1997 na schodach tego domu Versace został zastrzelony.

Największe zainteresowanie budził Palace Bar & Restaurant. Ludzie przy wejściu stali w kolejce licząc, że ktoś zwolni miejsce a po drugiej stronie ulicy – oglądający, fotografujący, był nawet typ, który bawił się tutaj, za darmo 🙂

Ale są miejsca, bez takich kolejek, gdzie też można się „wyczilować” przy muzyce na żywo.






Jak wcześniej wspomniałem byliśmy również przy marinie w South Beach,

a później przeszliśmy przez South Pointe Park do molo o tej samej nazwie.






Zajrzeliśmy na plażę.








Tutaj się dowiedziałem, że są pelikany brunatne, które nie wyglądają tak jak te z filmów i rysunków. Nie są śnieżnobiałe z żółtymi dziobami, tylko szaro-brązowe. Typ, którego zauważyliśmy pierwszy raz zrobił numer taki, że stałem z rozdziawioną gębą. Mianowicie leciał na wysokości ok. 3-4 metrów dwa metry od miejsca gdzie woda sięga plaży (więc było płytko) i nagle… zaczął pikować, pionowo w dół!, żeby przed samą wodą się złożyć i łagodnie usiąść na falach. Człowiek uczy się całe życie.

Zeszliśmy do parku Lummus, w którym oprócz naciąganej wystawy na temat art deco i Miami Vice,

największą atrakcją turystyczną są… iguany, spacerujące sobie po trawnikach i wspinające się na palmy. Zakochałem się w tych zwierzętach. Są pięknie ubarwione a do tego mają wszystkich i wszystko wokół w głębokim poważaniu. Poruszają się leniwie, powoli, jakby to co się dzieje wokół ich nie dotyczyło.

Gdzie jeszcze warto zajrzeć będąc w Miami Beach?

Na Lincoln Road.

To w większości nie ulica, tylko szeroki pasaż, z eleganckimi sklepami i pełną gamą restauracji. oraz całym zestawem ciekawych rzeźb.

Znalazłem tam nawet sklep PSG.

Podsumowując, gdy porównywaliśmy Gold Coast vs. Miami Beach, to tak jak piszą w necie, Gold Coast pretendowało do bycia odpowiednikiem Miami Beach, ale raczej im się nie udało.

A swoją drogą Miami Beach to ciekawe miejsce, na ulicach można spotkać ludzi w klapkach i kąpielówkach, „dziewczynki”, których walory ledwo utrzymują się w skąpych bikini oraz… ortodoksyjnych Żydów.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *