Słomniki, miasto królewskie rzut beretem od Krakowa. Zawsze było na trasie, którą jeździliśmy z Warszawy do Zakopanego i zawsze powtarzaliśmy, że warto się zatrzymać aby obejrzeć synagogę, stojącą przy głównej ulicy.
Ponieważ trasa już się zmieniła, postanowiliśmy ostatni raz przejechać przez Słomniki.
Zatrzymujemy się w Rynku i tu pierwszy zonk. Jest sobota przed południem. Sporo ławeczek jest zajętych przez starszych panów, niektórzy grają w szachy, kilku raczy się alkoholem z buteleczek. Na rynku stoi budyneczek toalety. Niestety płatna, automat z wrzutnią i elektronicznym otwieraniem drzwi. W związku z tym panowie z flaszeczkami, w środku miasta, w południe oddają mocz pod drzewkami.
A co jest do zobaczenia w Słomnikach.
Rynek z figurką Matki Boskiej oraz pomnikiem „Poległym i pomordowanym przez okupanta hitlerowskiego w czasie II wojny światowej”.
Wybudowany w końcu XIX wieku kościół Bożego Ciała.
Park przy ulicy Słowackiego z pozostałościami fundamentów młyna wodnego i specyficznym pomnikiem koła. Miało to być koło młyńskie, ale patrząc na instalację to element mechanizmu.
Wreszcie wspomniana już synagoga. Zdewastowana i zamknięta.
Oraz kilometr od synagogi, już poza główną tkanką miejską miejsce, w którym był kirkut. Teraz to teren ogrodzony, na którym stoją pamiątkowe macewy z nazwiskami tych, którzy mieszkali w mieście przed II wojną światową. Mieszkańcom Słomnik chyba nie jest po drodze z upamiętnianiem Żydów, bo jak widać na zdjęciu ktoś niedługo wcześniej niż ja tam zawitałem jeździł po cmentarzu traktorem lub podobnym ciężkim sprzętem. Biorąc pod uwagę, że powojenni mieszkańcy zabili kilku Żydów, którzy wrócili „na swoje” z jednej strony nie powinno to dziwić, z drugiej strony, to przecież już 80 lat…
Są również stare domy pamiętające dawne czasy, ale to na inną wycieczkę.