Długo się zastanawiałem nad tym co zobaczyłem w Przezmarku. Wiele osób sobie wyobraża jak fajnie by było mieć dwór/pałac/zamek, w którym można by było zrobić hotel lub pensjonat, piękne meble, obrazy na ścianach, atmosfera, historie o duchach. Wszystko wygląda pięknie do czasu do kiedy marzenia się nie ziszczą. Wtedy wkracza szara rzeczywistość, konserwator zabytków z wymaganiami, które przeradzają się w miliony monet, które trzeba wydać, urząd skarbowy, sanepid i urzędnicy miejscy/wiejscy. W wielu wypadkach kończą się pieniądze, w innych biznes się nie spina (przychody nie są tak wielkie jak wcześniej sobie wyobrażano). Trzeba mieć wiele samozaparcia i pasji żeby nie zrezygnować.
Ruiny w zamku w Przezmarku to przykład jak dużo pracy trzeba wykonać żeby osiągnąć satysfakcję.
Zamek został postawiony w miejscu drewnianego w XIV wieku przez Krzyżaków. W końcu XVIII wieku zaczęto rozbierać mury aby pozyskać cegły. Po II wojnie światowej to co pozostało oczywiście wpadło w łapy państwa a w 1958 „zbudowano” tam ośrodek wczasowy umieszczając na wzgórzu tekturowo-drewniane pawilony i domki kempingowe.
W chwili obecnej zwiedza się tylko wieżę zamkową.
Ruiny zamku głównego są widoczne z parku od strony przedzamcza.
Można również brzegiem jeziora Motława Wielka przejść do ruin zamku głównego (kiedyś z przedzamcza prowadził tam most nad fosą).
I jeszcze pozostałości socjalizmu, które prawdopodobnie niedługo znikną. Swoją drogą trzeba było nie mieć wyobraźni, żeby w takim miejscu stawiać takie obrzydlistwa.
Po raz pierwszy byłem w Przezmarku w 1996 roku. To był studencki wypad ze znajomymi, podczas którego przejechaliśmy północno-wschodnią część naszego kraju autostopem.
Do Przezmarku trafiliśmy po drodze. Telefony komórkowe dopiero raczkowały. Ważyły przy tym tonę, a o funkcji robienia zdjęć nikt jeszcze nie śnił. Aparatu fotograficznego nie zabrałem, więc żadnych fotek nie zrobiłem, czego żałuję.
Ośrodek wypoczynkowy (w Złotym Rogu?) funkcjonował na pół gwizdka, ale mimo to można było poczuć pewien klimat. Mogliśmy rozbić się przy jednym z domków i tak przenocowaliśmy. Powałęsaliśmy się nad jeziorem i przy ruinach. Nie za dużo, ponieważ były okrutnie zarośnięte i poruszanie się po nich nie było ani łatwe, ani przyjemne.
Stołówki (nie można tego było nazwać restauracją) nie odwiedziliśmy. Gdybym wtedy mógł przypuszczać, że to tutaj mógł funkcjonować ośrodek Purtaka, z pewnością inaczej bym spędził ten czas.
Nadal poruszanie się po ruinach wymaga ostrożności ale w zimie jest prościej bo nie są zarośnięte 🙂