To był pierwszy dzień kiedy zmierzyliśmy się z organizacją przejazdów na JR Pass.
Na początek spróbowaliśmy ustalić przejazd na Hyperdii i okazało się, że portal pokazuje mnóstwo dziwnych połączeń (zminimalizować można poprzez wycięcie w opcjach – prywatnych pociągów) ale i nie pokazuje wszystkich połączeń. Ma generalnie poważny problem z łączonymi przejazdami.
Dworzec Tokyo – miejsca na kolejki pasażerów oraz „pani sprzątająca”, która przechodzi przez pociąg po przyjeździe. Do czasu aż nie wysiądzie nie wolno wsiadać do pociągu.
W Shinkansenach nie wolno rozmawiać przez telefon a dobre zasady uwzględniają również ograniczanie klepania w komputer ze względu na głośną klawiaturę.
Aby dojechać do Nikko trzeba wziąć miejscówkę na Shinkansen do Utsunomiya i tam przesiąść się do JR Nikko Line. Na dworcu w Utsunomiya po wyjściu z peronu trzeba iść za strzałkami naklejonymi na podłodze i wsiąść do pociągu do Nikko (bez miejscówek, jeśli chce się siedzieć trzeba się spieszyć).
W Nikko dwie opcje – albo do parku jedzie się autobusem albo 20 minut spacerkiem, lekko pod górkę, na piechotę. My standardowo wybieramy spacer. Dzięki temu można zobaczyć życie codzienne miasteczka, zajrzeć w okna, popatrzeć na sklepy dla zwykłych ludzi, zajrzeć przez ogrodzenie na podwórko domu.
Pierwsze „must see” w Nikko to most Shinkyo. Most ma ponad 300 lat i można się po nim przejść jeśli zapłaci się za bilet. Oczywiście, tak jak większość turystów, robimy zdjęcia z mostu obok.
Wchodzimy do parku.
Dalej spacerkiem pod górę w stronę świątyń. Dochodzimy do kompleksu Tosho-gu Shrine. Spory kompleks świątyń oraz innych budynków i mauzoleum Ieyasu Tokugawy. Miliony turystów robią tutaj zdjęcia płaskorzeźby „trzech mądrych małp” umieszczonej nad wejściem do stajni. Przyznaję, że kompleks zrobił na nas spore wrażenie.
Zwiedzanie zajmuje nam ok. półtorej godziny. Wychodzimy ze strefy płatnej i kierujemy się do następnej części. Tam spotykamy wycieczkę z Chin, której przewodnik, gdy słyszy, że jesteśmy z Polski, mówi „Frideric Chopin” 🙂 Są bardzo sympatyczni. I my i oni rezygnujemy ze zwiedzania Futarasan Shrine, która zarówno przez płot jak i w materiałach, które przygotowaliśmy przed wyjazdem, nie wygląda atrakcyjnie.
Następnym miejscem, które zwiedzamy i naszym zdaniem jest mocno urokliwe to świątynia Taiyū-in. Tutaj przy okazji obserwujemy młodą Japonkę w specyficznym stroju, pozującą do zdjęć. To miejsce też jest warte odwiedzenia, jest bardziej kameralne ze specyficzną atmosferą. No i ludzi znacząco mniej.
Niestety mapy rozdawane w informacji turystycznej słabo oddają odległości i miejsca położenia atrakcji więc trochę szukamy świątyni Rinnoji, odwiedzając przy okazji świątynię Sambutsendo (za darmo).
Okazuje się, że Rinnoji jest remontowana i stoi wewnątrz wielkiego budynku osłaniającego ją w całości. Rezygnujemy.
Przy zejściu ze wzgórza zaglądamy jeszcze do malutkiego kompleksu świątyń i nagrobków po lewej stronie ścieżki (schodząc). Wyglądają, szczególnie nagrobki, na mocno zaniedbane.
Droga z górki na dworzec mija szybciej, przysiadamy jeszcze na chwilę na naleśniki ze słodkościami (banany, serek, czekolada) i jesteśmy na dworcu. Szybciej niż się spodziewaliśmy. Wsiadamy do kolejki powrotnej.
Dworzec w Nikko
W Utsunomiya też jesteśmy wcześniej niż mamy miejscówki (braliśmy w Tokio dzień przed) więc próbujemy się dowiedzieć czy są miejsca na najbliższy pociąg ale okazuje się, że jest pełen. Odwiedzamy w związku z tym centrum handlowe obok dworca. Tam wypatrzyłem automat do gry, gdzie dzieciaki uderzają w „tradycyjne” bębny zgodnie z rytmem narzucanym przez grę.
Park&Ride dla rowerów w Utsonomiya i Shinkansen wjeżdżający na dworzec
Z pociągu wysiadamy w Ueno żeby się dostać do Akihabary, gdzie mieliśmy zajrzeć do centrum handlowego Sun City. Zakupy nieudane ale obejrzeliśmy kolejny fragment Tokio w wersji nocnej.