Himeji rano – tym razem hotel ze śniadaniem, całkiem przyzwoitym. Oprócz dań typowo japońskich są parówki, jajecznica, duży wybór pieczywa francuskiego. Da się zjeść.
Na dworcu chwilę musimy poczekać na nasz pociąg. Obok poczekalni wystawiony jest pięknie udekorowany palankin, który jest używany podczas festiwali w Himeji.
Z Himeji wyjeżdżamy bez żalu. Trochę pogoda się zaczyna psuć ale do pociągu dajemy radę dojść przed deszczem. Shinkansen do Hiroszimy jedzie niecałą godzinę, więc faktycznie za chwilę jesteśmy na miejscu. W Hiroszimie pada, w kurtkach przeciwdeszczowych idziemy do hotelu. Hotel wiekowo bardziej podobny do Himeji niż do Tokio/Kioto. Różnica jest taka, że wydaje im się, że jest bardziej ekskluzywny i w związku z tym cena też bardziej ekskluzywna. Prawdę mówiąc, przy takim poziomie jakości wyposażenia pokoju to cena była wysoka. Pokój jeszcze nie był gotowy więc zostawiamy bagaż a ponieważ przestało padać stwierdzamy, że to dobry czas żeby się wybrać na Miyajimę.
Na Miyajimę płynie się promem należącym do JR z portu, do którego dojeżdża się kolejką JR. W informacji turystycznej sympatyczna pani podpowiedziała nam, że w Hiroszimie kursuje również „sightseening bus”, którym można jeździć wykorzystując nasz bilet.
Jedziemy kolejką do stacji Miyajimaguchi Station. Terminal promowy jest bezpośrednio widoczny ze stacji, 2 minuty piechotą.
Już stoi kolejka do promu, nikt nawet nie sprawdza biletów.
Pogoda nie sprzyja zdjęciom ale mimo wszystko widoki fajne.
Już z promu widać Tori (bramę) Itsukushima Jinja.
Z promu wychodzimy przez terminal bezpośrednio na pasaż, na którym spotykamy… jelonki. Tutaj nikt nie sprzedaje żarcie więc i zwierzęta nie garną się do ludzi. Niektóre siedzą na trawniku inne zaglądają do sklepów. Właściciel jednego ze sklepu gładzi jelonka jak starego znajomego, ten przytula się do dłoni sprzedawcy.
Zaczynamy od wspomnianej bramy. Tym razem nie stoi w wodzie i można do niej podejść. Dół słupów oblepiony jest monetami, głównie 1-jenowymi.
Odpuszczamy sobie świątynię, bo z zewnątrz wygląda przeciętnie a wewnątrz świątynie są zazwyczaj puste. Decydujemy się na wejście na szczyt góry Misen (535 m npm). Niby niezbyt wysoko ale przez las wchodzi się prawie dwie godziny.
Ścieżka pod górę w całkiem przyzwoitym stanie, kamienne schody, czasami trochę wyżej ułożone głazy ale mocno klimatyczna.
Na górze punkty widokowe i kilka świątyń. Widoki przednie.
Schodzimy inną trasą. Tutaj to już całkowita ceprostrada. W związku z tym przyglądamy się temu co wokół
po pierwsze tabliczka z informacją o tym aby uważać na mamushi czyli jadowitego węża, który tutaj żyje… wow a my się na spacer w crocsach wybraliśmy :-),
po drugie fantastyczna rzecz – przy wejściu też to było – licznik przechodzących osób. Są przy każdej ścieżce i w prosty sposób sprawdzają czy ktoś nie został na górze.
Na dole jeszcze mijamy świątynię
Kolejnego pchacza rikszy
Mijamy Itsukushima Jinja
jeszcze jelonki
i wchodzimy w pasaż handlowy. Tam odkrywamy nikuman czyli pampuchy na parze.
Wracamy do hotelu, dostajemy pokój i idziemy jeść. Już się ściemnia, więc parę zdjęć wieczornych.
Pasaż handlowy pod placem przed dworcem.
Restauracja okonomiyaki na dworcu.
I wracamy spać.