Wrocław na szybko – dzień pierwszy

Przy okazji wyjazdu służbowego do Wrocławia, tym razem (wcześniej byłem dwa razy i nigdy nie miałem czasu) postarałem się zobaczyć jak najwięcej.

Wrocław zaczyna się od krasnali. Ten przed dworcem pokazuje, że nie warto się przemęczać.

Ale widać, że podróżnicy są tutaj też.

Po zameldowaniu się w hotelu prawie przy samym Rynku przeszedłem się do Rotundy Panoramy Racławickiej aby zobaczyć słynne dzieło Jana Styki i Wojciecha Kossaka.

Obrazu nie ma sensu opisywać, więc podzielę się tylko wrażeniami.

Po pierwsze organizacja jest mocno socjalistyczna, taka godna Muzeum Narodowego pt. tu nie stać, tam nie dotykać… zaczęło się od tego, że sympatyczna pani w kasie stwierdziła, że właśnie zdążyłem na wejście o godzinie 17 bo jest 16:59 więc mogę wchodzić. No to idę, mijam ludzi, którzy stoją w hallu i podchodzę do pani stojącej przy wejściu i grzecznie pytam czy można wchodzić, na co słyszę odburknięcie „trzeba się ustawić w kolejce”. Nagle nad wejściem zabłysnęła nowoczesność – tablica z godziną i słychać głos Wielkiego Brata, że już można wchodzić. Poczekałem aż jedna z pań sprawdzających bilety zeskanuje kod i idę ślimakiem pod górkę.

Szczerze muszę przyznać, że dzieło robi wrażenie. Panorama to nie tylko obraz olejny ale również instalacja elementów przed obrazem tworząca złudzenie „wchodzenia” w obraz. Idealnie dopasowane płoty, które kończą się „na obrazie” to samo ze ścieżkami, drogą i grupa drzew, niektóre będące elementem instalacji, niektóre namalowane. Bomba.

Do tego bardzo wartościowy opis scen czytany przez Wielkiego Brata i możliwość słuchania tegoż w kilku językach. Natomiast wszystko jest w bardzo przygnębiającym tonie, głos jest monotonny i tak przez ponad 20 minut. Zabrakło mi tutaj trochę multimedialnego pokazu ale czego oczekiwać od smutnych pań z Muzeum? Dobrze, że nie zakazują robienia zdjęć 🙂 Lubiłbym w tle usłyszeć wybuchy, dźwięki bitwy, okrzyki, dźwięk oręża i modlitwę chłopów przy krzyżu itd. Przydałoby się trochę dymu i gry świateł. Ale cóż, jest jak jest i pewnie długo się nie zmieni. Wejście kosztuje 30 złotych i mimo tego, że jest to wszystko mocno osadzone w realiach PRLu to nadal warto. Bilety można kupować w Internecie ale… nie można zmieniać dnia ani godziny po zakupie ani kupić na dzień dzisiejszy więc jeśli ktoś jest we Wrocławiu na dłużej to może sobie pozwolić na luksus kupienia na następny dzień, oglądanie bezpośrednio po wyjściu z pociągu pociąga za sobą ryzyko straty. W sumie nie wiem dlaczego system informatyczny musi mieć takie ograniczenia ale pewnie ja się nie znam.

Po wyjściu z Rotundy kroki swoje kieruję na Ostrów Tumski.

Tuż obok w parku stoi Pomnik Ofiar Zbrodni Katyńskiej.

Mijam budynek Muzeum Narodowego i przez Most Pokoju przechodzę na wyspę, która ponoć już nie jest wyspą.

Skoro Ostrów Tumski to oczywiście Katedra św. Jana Chrzciciela, w której zaraz miała zacząć się msza, więc tylko szybkie przejście, rzut oka na ołtarz i nawy i wychodzę bocznymi drzwiami.

Później zaczynam szukać najstarszej zachowanej budowli Ostrowa Tumskiego czyli kościoła pw. Św. Idziego. GPS w telefonie głupieje i nie potrafi wskazać dokładnego miejsca. W rezultacie po kilku kółkach wokół katedry i po Placu Katedralnym trafiam na budynek obok, do którego już wcześniej wszedłem ale bardziej wyglądał na kapliczkę przy kamienicy a nie najstarszy kościół.

Dalej ulica Katedralna oraz kościół pw. Świętego Krzyża

I Most Tumski obwieszony kłódkami. Na drugim brzegu, na Wyspie Piasek stoi gość ze stolikiem sprzedający kłódki, z serduszkami, różowe, do wyboru do koloru.

Na Wyspie Piasek z zewnątrz oglądam pomnik arcybiskupa Bolesława Kominka, kościół Najświętszej Marii Panny oraz cerkiew prawosławną pw. św. Cyryla i Metodego.

Kolejna perełka dla fotografów to most Piaskowy, żelazny most z drugiej połowy XIX wieku.

Idąc ulicą Grodzką oglądam nabrzeże Odry i skręca w bramę Uniwersytetu Wrocławskiego naprzeciwko mostów Uniwersyteckich.

Dalej ulicą Kuźniczą dochodzę do Rynku.

Pomnik hrabiego Fredry na Rynku.

Obrzydliwy budynek pewnego banku…

Ratusz

Rynek jest pełen knajpek, parasolek i… ludzi. W poniedziałek wieczorem Rynek we Wrocławiu tętni życiem. Dla mnie, niestety, za dużo nachalnej reklamy, no i całkowity bez smaku socjalistyczno-nowoczesny budynek pewnego banku, który wsadzono pomiędzy kamieniczki.

Wrocław by night.

Dobranoc!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *