Kolejna wycieczka na Słowację. W dniu kiedy wróciliśmy z poprzedniej wycieczki nad Tatry przyszła burza, która pociągnęła za sobą dość długą ulewę. Dlatego stwierdziliśmy, że po polskiej stronie gór będzie albo ślisko albo błotniście. Konsekwencją tego była Słowacja z jej południowymi stokami.
Samochód zostawiamy na parkingu w Tatranskiej Kotlinie. Ludzi jeszcze niewiele (na parkingu 3 samochody).
Większość szlaku wiedzie przez las. Spotkani Słowacy ostrzegają nas przed niedźwiedziami ale na szczęście nie spotkaliśmy żadnego (to znaczy, wracając usłyszeliśmy jakiś pomruk w krzakach, skąd za chwilę zerwał się przerażony ptak ale czy to był niedźwiedź czy tylko nasza wyobraźnia… nie wiem).
Pierwszy etap wycieczki i chwila przerwy to Chata Plesnivec (Schronisko pod Szarotką). To jedyne schronisko położone na zboczach Tatr Bielskich.
Po minięciu schroniska jest kawałek błotnistego podejścia a później idzie się zboczami kolejnych szczytów. Trochę to przypomina nam trasę z Gęsiej Szyi do Kuźnic. Tutaj też nie ma praktycznie turystów.
Wreszcie wychodzimy z lasu i jesteśmy zachwyceni kolorami jesiennych kwiatów na halach.
Jeszcze kilkanaście minut i docieramy do Wielkiego Białego Stawu. Tutaj już jest sporo ludzi, bo do Stawu można dotrzeć również trasą, którą szliśmy poprzednio, to tylko 30 minut do góry z Zielonego Stawu.
Staw nie robi wrażenia natomiast z ciekawością przyglądam się młodym turystom z Polski, którzy próbują zrobić zdjęcie swojemu psu na kamieniu w wodzie. Facet przenosi pieska na rękach psa nad wodą, stawia na kamieniu, na którym pies ma pozować. Dziewczyna robi zdjęcie ale chce żeby piesek był sam więc facet wraca na brzeg a piesek… chyba nie ma parcia na szkło więc schodzi do wody, żeby wrócić do swoich właścicieli.
Podczas drogi powrotnej spotykamy już więcej ludzi idących w górę, przy schronisku biesiada, sporo osób siedzi przy piwku i jedzeniu.
Bez problemów docieramy do parkingu.
Całość trasy w dwie strony to 19 kilometrów, nam przejście zajęło 6,5 godziny.