Zaczynamy od załatwienia biletów kolejowych. JR Pass to bardzo ciekawe rozwiązanie. Można jeździć prawie wszystkimi pociągami Japan Rail (oprócz Shinkansenów Nozomi i Mizuho i paru innych połączeń wymienionych na różnych stronach). W tym jest również mocno rozbudowana sieć kolejki w Tokio, kolejka w Kioto i Hiroszimie. Pewnie jeszcze w innych miejscach, w których nie byliśmy. Vouchery na bilety załatwia się u nas a na lotnisku w biurze JR wymienia się na książeczkę będącą jednocześnie biletem. Sympatyczna pani, która nas obsługiwała właśnie się uczyła, więc chwilę to trwało ale dała radę. Przy okazji wystawiła dla nas miejscówki na Narita Express do Tokio.
Pierwszy szok, mimo że o tym wiedzieliśmy to kolejka zatrzymująca się dokładnie tam gdzie powinna. Tutaj nie ma biegania po peronie żeby znaleźć swój wagon…
Przyjeżdżamy na główny dworzec w Tokio i… nie wiemy jak wyjść z dworca. Później okazało się, że wykorzystując JRP powinniśmy podjechać jeszcze dwa przystanki kolejką ale system połączeń w Japonii jest mocno skomplikowany i nawet obsługa w biurach nie do końca daje sobie z tym radę. Finalnie korzystają z grubych książek rozkładów jazdy a i tak nie zawsze potrafią wyszukać wszystkie połączenia. Ktoś może powiedzieć, ok mogliście korzystać z Hyperdii. Tak, tylko Hyperdia po pierwsze nie wyszukuje wszystkich połączeń, po drugie wcale nie zawsze optymalne. No cóż, pierwsze śliwki robaczywki, nie wiedzieliśmy, że możemy podjechać więc musieliśmy iść.
Tokio przywitało nas deszczem. W związku z tym zakładamy kurtki przeciwdeszczowe (błąd, bo przy tym poziomie wilgotności i temperaturze człowiek robi się błyskawicznie mokry pod kurtką) i 20 minut spaceru do hotelu. Mamy wszystkiego dosyć więc jakoś szczególnie nie zwracamy uwagi na otoczenie. Skupiam się na mapie w telefonie (BTW, google mapsy nie mają Japonii offline w związku z czym korzystałem z maps.me – całkiem ciekawa mapa, parę wad – niektóre miejsca są indeksowane tylko w lokalnym języku, ale generalnie daje radę).
Hotel w bocznej uliczce pomiędzy dworcem Shimbashi i dzielnicami biznesowymi i rządową. Okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Sympatyczna obsługa, kawa w hallu dostępna 24 godziny. Pokój, jak to podobno w Japonii, niezbyt duży, ale przecież nie lecimy tam aby siedzieć w hotelu, ma jednak wszystko (i więcej) co potrzebne – duże łóżko, duży telewizor, japońskie gniazdka ale również gniazdka USB do ładowania, w pełni wyposażoną łazienką z mydłem, szamponem i odżywką Shiseido, maszynkami do golenia, szczoteczkami i pastami do zębów i UWAGA! patyczkami do uszu i małymi jednorazowymi ręczniczkami. Oczywiście czajnik i zestaw herbat (zielona, różana i cytrynowa – niestety nie ma czarnej, ale w Japonii czarnej zasadniczo nie ma). Po kilkudziesięciu godzina podróży odświeżamy się i odpoczywamy. Nie bardzo chce nam się wychodzić tym bardziej, że jeszcze pada.
Wreszcie głód nas wygonił z hotelu. Oglądamy okolice hotelu – Shimbashi.
Pierwsze zaskoczenie, w Tokio nie wolno palić na ulicach i są wyznaczone specjalne miejsca do palenia papierosów. Przyczyna jest prozaiczna – tłok, w którym zapalone papierosy powodowały zagrożenie dla innych.
W poszukiwaniu jedzenia trafiamy na Tsukiji. Większość knajp zamknięta. Później dowiedzieliśmy się, że w środy targ jest zamknięty, więc knajpy w większości też.
Wybieramy losowo knajpkę.
Na koniec idziemy jeszcze na spacer mostem i wybrzeżem.
i droga powrotna do hotelu obserwując knajpki pod wiaduktem kolejowym.
Jedna uwaga do wpisu “Podróże – Japonia 2018 – dzień drugi – pierwsze wrażenia”